Zmarł ojciec Jacek Janas. Przez 29 lat niósł Ewangelię w sercu Afryki
W południe Wielkiego Wtorku pod kaplicą św. Anny zebrała się rodzina zakonna, misjonarze i parafianie. Mszy św. pogrzebowej przewodniczył bp Robert Chrząszcz. Kazanie wygłosił współbrat z rocznika – o. Romuald Kośla. A z jego słów biło jedno: ojciec Jacek potrafił umierać tak, jak żył – z lekkością, która nie przeszkadzała być głęboką.
– Przeżyłeś z nami Wielki Post, jak każdego roku. Ale tej Paschy już nie zdążyłeś. Pan zabrał cię wcześniej, jakby chciał, żebyś świętował razem z Nim – mówił kaznodzieja.
29 lat w Kongu. “Przyjął krzyż i nie narzekał”
Ojciec Jacek Janas przeżył 42 lata w zakonie i 36 lat w kapłaństwie. Był jedynym z rocznika, który zdecydował się na misje. Przez blisko trzy dekady pracował w Demokratycznej Republice Konga, w miejscach, gdzie nie było wygód, ale była potrzeba. Niósł sakramenty, modlił się z chorymi, żył wśród ludzi, których nie znał, ale których zrozumiał.
– Przed wyjazdem na misje przyjąłeś krzyż. I traktowałeś wszystko, co cię tam spotkało, jak drogę krzyżową. Ale nie narzekałeś – wspominał współbrat.
“W postawie często mało poważny”. I całe szczęście
W jego aktach personalnych ktoś kiedyś napisał: “w postawie często mało poważny”. To zdanie powracało podczas pożegnania. I nie jako zarzut – lecz jako komplement.
– Ten błysk w oku, szelmowski uśmiech, żarty, zaczepki, śmiech… – wspominał prowincjał, o. Egidiusz. – On potrafił przebić to klasztorne powietrze, gdy robiło się zbyt gęste. Jak igła w balonie. Przypominał nam, że poważnie trzeba traktować tylko to, co naprawdę ważne.
Jak mówią współbracia, o. Jacek nie był typem kaznodziei z ambony. Raczej tym, który siadał przy stole i słuchał. Który wnosił lekkość tam, gdzie dominował ciężar. — Jakby Pan Bóg dał mu misję: przebić nadmiar świętości ludzkim uśmiechem — wspominają przyjaciele.
“Żyj tak, żeby zrobiło się nudno, gdy umrzesz”
Na koniec pogrzebu padły słowa Tuwima: “Żyj tak, żeby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz”. I dokładnie tak się stało.
W Kalwarii Zebrzydowskiej zrobiło się ciszej. Pusto. Jakby ktoś wyłączył światło, ale zostawił na stole kubek jeszcze ciepłej kawy. Jak mówią przyjaciele, ojciec Jacek Janas – misjonarz, franciszkanin, człowiek “często mało poważny” – odszedł z tego świata bez wielkich słów. Ale po cichu zostawił po sobie coś większego niż kazania. Wspomnienie, które się nie starzeje. Bo było prawdziwe.
/1
@sanktuarium.kalwaria / Facebook
W Bazylice Matki Bożej Anielskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej odbyły się uroczystości pogrzebowe pochodzącego z Męciny śp. o. Jacka Janasa OFM.