Wycięli serce małego Leosia, by uratować mu życie. Pionierska operacja w Polsce
1500 gramów ważył Leoś, gdy przyszedł 15 miesięcy temu na świat przez cesarskie cięcie (32 tyg. ciąży). Miał wrodzoną wadę serduszka. Było źle, oddychał ciężko, miał sine rączki, usta. Całe jego życie toczyło się w szpitalu. Najpoważniejsza z wad, z którą się urodził, to było ciężkie zwężenie żył płucnych. Stan maluszka dramatycznie się pogarszał.
W 3. miesiącu jego życia wszczepiono mu stenty do żył płucnych, ale nie pomogły. W końcu zdecydowano, że trzeba wykonać inny — pionierski w Polsce zabieg — korekcję żył płucnych z autotransplantacją serca.
— Brzmiało to, jak lot w kosmos — mówią rodzice maluszka. Ale to była jedyna szansa, by uratować życie Leosia. Pierwszy w Polsce i jeden z pierwszych takich zabiegów na świecie przeprowadzono 3 tygodnie temu w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.
Wycięli mu serce, by naprawić żyły płucne
— Zwężenie żył płucnych to bardzo poważna wada do leczenia chirurgicznego, szczególnie u takiego maluszka. Żyły schowane są głęboko za sercem. Żeby do nich dotrzeć, wycięliśmy jego serce w całości, a dopiero potem w otwartej klatce poszerzyliśmy jego żyły płucne — mówi kardiochirurg Grzegorz Zalewski z Górnośląskiego Centrum zdrowia Dziecka w Katowicach. — Zdecydowaliśmy się na ten zabieg, bo innego wyjścia nie było.
To była zegarmistrzowska robota. Maleńkie, mniej niż 2 milimetrowe żyły, trzeba było poszerzyć. W tym czasie drugi zespół kardiochirurgów korygował częściowo wadę serca, które umieszczono obok, na stole operacyjnym w specjalnej bryle lodowej. Po naprawieniu, lekarze z powrotem przyszyli serduszko Leosia do klatki piersiowej.
Ta operacja była pionierska w Polsce. Uratowała życie Leosia
— Operacja zakończyła się pełnym sukcesem, trwała 12 godzin. Jesteśmy szczęśliwi, bo uratowaliśmy życie Leona. Jest duża szansa, że jego żyły płucne nie będą się już zwężać — dodaje Grzegorz Zalewski.
— Leoś czuje się doskonale. Tak bardzo chce dorównać siostrze, 4-letniej Zuzi. Jesteśmy bardzo wdzięczni. Gdyby nie ta operacja musielibyśmy patrzeć, jak Leoś odchodzi. Teraz patrzymy, jak rozkwita — mówią Klaudia i Rafał Baliccy z Sosnowca.
Po miesiącach pobytu w szpitalu wreszcie idą do domu. — To będą piękne święta. Zuzia (4 l.), siostrzyczka Leosia już się nie może doczekać. Wreszcie widzę, jak mój synek się nie męczy, koniec z dusznością. Leoś jest w świetnej kondycji. Wcześniej Leoś nie miał na nic siły, każdy oddech i każda czynność sprawiała mu problem. Teraz biega na leżąco, wkłada nóżki do buzi, odzyskał kolory i wagę.
Gdy skończy rok, Leona czeka jeszcze jedna operacja serca, ale w porównaniu z tym, co przeszedł, to nic strasznego, zapewniają rodzice.
Sandra Kubicka o cierpieniu synka w szpitalu. “Musiałam słychać dziecka płaczącego z bólu”