Warszawa: rusza proces Łukasza Żaka
Już podczas pierwszej konferencji poświęconej tragedii, która w ubiegłym roku wydarzyła się na Trasie Łazienkowskiej, prokurator Piotr Antoni Skiba snuł przypuszczenia, że nawet 10 osób może być zamieszanych w wypadek. I nie pomylił się, bo na ławie oskarżonych zasiądzie (oprócz Łukasza Żaka) aż sześć osób, które tuż po wypadku zaczęły mataczyć i utrudniać pracę policji poprzez składanie fałszywych zeznań.
Oprócz tego jedna osoba została już skazana. Wyrok zapadł w kwietniu. Adam K. dobrowolnie poddał się karze. Młody mężczyzna udostępnił swoje mieszkanie oraz telefon stacjonarny, z którego Żak organizował swoją ucieczkę z Polski. Sąd skazał go za to na 5 miesięcy więzienia, półtora roku prac społecznych (po 30 godzin miesięcznie) oraz 8 tys. zł zadośćuczynienia dla osób pokrzywdzonych w wypadku.
Na oddzielny proces czeka też Kacper D., który miał zawieźć Żaka samochodem do granicy w Świecku, a następnie do niemieckiej Lubeki.
– Do tego dwie lub trzy osoby zostały zweryfikowane pozytywnie. To znaczy, że nie popełniły żadnego czynu zabronionego – mówi nam dzień przed procesem Piotr Antoni Skiba z Prokuratury Okręgowej.
Zobacz także: Dziewczyna Łukasza Żaka nie wytrzymała. “Dla nich byłam nikim, zwykłym śmieciem”. Co się dzieje z Paulina K?
Tragedia na Trasie Łazienkowskiej. Szczegóły wypadku i śledztwa
Do wypadku doszło w nocy z 14 na 15 września w Warszawie. Na Trasie Łazienkowskiej zderzyły się volkswagen arteon prowadzony przez Łukasza Żaka oraz ford focus, którym podróżowała czteroosobowa rodzina. 37-letni pan Rafał zginął na miejscu, a jego żona i małe dzieci trafili do szpitala. Ciężko ranna została również partnerka Żaka, którą – on i jego koledzy – pozostawili na pastwę losu.
W ciągu kilku dni śledczy zebrali sporo dowodów i praktycznie odtworzono cały przebieg wypadku. Ustalono, że najpierw Żak bawił się wspólnie ze znajomymi w jednym z warszawskich klubów. Wyliczono, że w ciągu 45 minut wypił osiem kieliszków 40-procentowej wódki o pojemności 50 ml. Następnie grupa wyszła z lokalu i wsiadła w wypożyczone auto.
Sprecyzowano także prędkość auta, którym kierował Żak. Okazało, że na 5 sekund przed zdarzeniem wynosiła 205 km na godz. i do momentu zderzenia rosła do 226 km na godz. Kierowca wcisnął gaz do dechy i nie użył hamulca. Oprócz tego trzymał w dłoni telefon, którym nagrywał jazdę.
Bardzo szybko też ruszyła procedura sprowadzenia Żaka do Polski. W ciągu miesiąca od ucieczki znajdował się w polskim areszcie.
– To była jedna z poważniejszych spraw, które mieliśmy – przyznaje prokurator Skiba.
Czy sprawa Sebastiana Majtczaka przypomina przypadek Łukasza Żaka?
Od samego początku sprawę tę porównywano z ucieczką Sebastiana Majtczaka, który jest podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na autostradzie A1.
– Rzeczywiście wypadek był zbliżony do tego, co wydarzyło się na Trasie Łazienkowskiej, ale nie do końca. Tutaj od samego początku dysponowaliśmy nagraniem z kamery taksówki, która zarejestrowała przebieg wypadku. Dzięki temu wiedzieliśmy, gdzie szukać ewentualnie winnego, mimo że uciekł – tłumaczy nam prokurator.
W czasie śledztwa prokuratura zdecydowała o zaostrzeniu zarzutów wobec Żaka. Wzięto pod uwagę nie tylko to, że zabił człowieka, ale i działał w ramach recydywy (był aż pięciokrotnie objęty sądowymi zakazami prowadzenia pojazdów mechanicznych i został skazany za posiadanie narkotyków), zbiegł z miejsca wypadku i kierował pojazdem pod wpływem alkoholu. Grozi mu maksymalnie kara 30 lat więzienia.
Zobacz także: Mroczna przeszłość dziewczyny Łukasza Żaka. Ona i jej matka były skazane w Szwecji
/7
vitrina.pl / Facebook
W nocy we wrześniu 2024 r. na Trasie Łazienkowskiej zderzyły się volkswagen arteon prowadzony przez Łukasza Ż. oraz ford focus, którym podróżowała czteroosobowa rodzina.
/7
vitrina.pl / Facebook
Auto prowadzone przez Łukasza Żaka z impetem wjechało w auto, którym jechała rodzina.