W Czatachowej trwa “wojna religijna”. Ojciec Galus będzie eksmitowany?
– W pustelni zamieszkują cztery samotne kobiety z dziećmi. Do niedawna towarzyszyli im dwaj duchowni. Jednym z nich jest ksiądz Daniel. Tak, dwaj duchowni i cztery babeczki – powtarza jeden z mieszkańców Czatachowy. Jest tym zbulwersowany. – Po moich interwencjach, że to nie jest plebania tylko jakiś hotel pracowniczy czy tam jeszcze gorzej, ojciec Galus wziął się wyprowadził, a drugiego duchownego wygonił do Trzebniowa, żeby było wszystko po bożemu – opowiada, dodając, że jest sąsiadem wspólnoty. Nie chce podać nazwiska, bo obawia się ataków.
Historia pustelniczego życia w Czatachowie zaczęła się w latach 90. ub. wieku. Kilku Paulinów rozpoczęło je za zgodą władz kościelnych. Mnisi na skraju wsi postawili drewnianą kaplicę. Na wzór pustelników, każdy zamieszkał w zbudowanym przez siebie drewnianym eremie. Część z nich spała w trumnach. Z biegiem czasu miejsce zyskiwało na popularności. Stanął tam kościół Ducha Świętego. Do wspólnoty dołączył ks. Daniel Galus, który szybko zawłaszczył sobie to miejsce, powołując Wspólnotę Miłość i Miłosierdzie Jezusa. Ksiądz Galus stał się duchowym przywódcą, nazywa siebie ojcem. Pozostali pustelnicy nie wchodzą mu w drogę. Zawłaszczył teren dawnej pustelni. Zanim do tego doszło, jego zwolennicy mieli spotkania na Przeprośnej Górce w Częstochowie. Potem przenieśli się na halę Polonii w Częstochowie, by się utrzymać sprzedawali bilety wstępu. Razem z nim w Czatachowej zamieszkał zawieszony w obowiązkach duchowny z diecezji krakowskiej. Od 2012 r. władze kościelne próbowały i próbują przywrócić księdza Galusa do porządku, ale ten nie respektuje kar i napomnień.
Stworzył nową religię. Kuria odcina się i upomina księdza Galusa
– Stworzył nową religię, bazuje na emocjach ludzkich. Czuje się bezkarny, wyczynia co chce. Wyzywa biskupa od lawendowej mafii – opowiadają jego przeciwnicy. Nalegają, by częstochowski biskup zaczął działać, bo czują się zagrożeni.
Wspólnota Miłość i Miłosierdzie Jezusa nie ma żadnego umocowania prawnego ani w prawie kościelnym ani świeckim. Nie jest zarejestrowanym związkiem wyznaniowym.
– Arcybiskup Wacław Depo metropolita częstochowski i archidiecezja częstochowska stanowczo odcinają się od wypowiedzi, działań i postawy ks. Daniela Galusa oraz grupy wiernych określających się jako “Wspólnota Miłość i Miłosierdzie Jezusa”, a skupionych wokół tzw. pustelni – mówi ksiądz Mariusz Bakalarz, rzecznik częstochowskiej archidiecezji
Dodaje, że grupa o znamionach sekty zajmuje bezprawnie nieruchomości należące do archidiecezji częstochowskiej. W związku z tym wszczęte zostały procedury zmierzające do eksmisji. – Będziemy dochodzić swoich roszczeń na drodze prawnej. W 2020 roku arcybiskup Depo nałożył na księdza Galusa nakaz w postaci półrocznych rekolekcji, które miały sprawić, by wrócił na właściwą drogę. Duchowny odwołał się od tej decyzji do Stolicy Apostolskiej, która zaostrzyła decyzję i nakazała wprost karę suspensy. W 2022 roku ksiądz arcybiskup Wacław Depo nałożył na księdza Galusa karę suspensy, co oznacza zakaz posługi kapłańskiej i używania stroju kapłańskiego. Otrzymał również polecenie przeniesienia się do wskazanego mu domu dla kapłanów. Na terenie pustelni bezterminowo wprowadzono zakaz odprawiania liturgii. W związku z karą suspensy eucharystia i inne sakramenty sprawowane przez ks. Galusa są niegodziwe, a sakrament pokuty nieważny – podkreśla rzecznik częstochowskiej kurii.
Kara suspensy jednak nie skłoniła ukaranego do poprawy. – Ksiądz Galus nie uznaje władzy papieża i Stolicy Apostolskiej. Kieruje wobec swoich przełożonych fałszywe oskarżenia, wzbudza wśród wiernych niechęć wobec nich, a także prowadzi działalności bez wiedzy i zgody swego biskupa. Od roku trwają procedury związane z wydaleniem go ze stanu kapłańskiego – informuje ks. Bakalarz.
“Czartachowa”, a nie Czatachowa. Sąsiedzi wspólnoty księdza Galusa mają dość
Pustelnia przypomina bastion. Wokół kamery i wysoki mur. Ojciec Daniel w lesie ma swój drewniany domek, zamyka się i nie wychodzi. Pojawia się tylko na nabożeństwach. O tym, że za murami pustelni toczy się jakieś życie świadczą ryczące głośniki w godzinach nabożeństw w dni powszednie oraz w niedzielę. Wjeżdżając do wsi można natknąć się na charakterystyczne plakaty wspólnoty. Wieszają je ci, którzy należą do niej. Przy pustelni sąsiedzi jawnie manifestują swoją niechęć do uciążliwego sąsiedztwa.
– Jestem właścicielem działek po dziadkach, 40 metrów w linii prostej stoi megafon i ryczy. Zaczyna się od 8 do 11 w dni powszednie, po południu czasami o 17. Wszystkie soboty i niedziele od 8 do 22 a nawet do 23. Ile może wytrzymać? Na kościele umieszczonych jest kilka megafonów. Oni chcą nas stąd wykurzyć. Mnóstwo działek w okolicy do sprzedania, ludzie stąd uciekają. Założyłem baner, napisałem, że to nie Czatachowa, a Czartachowa. Wszystko mi zniszczyli, zamalowali farbą – opowiada mieszkający najbliżej pustelni. – Ojciec Daniel wmawia ludziom, że wieś i okolica są wybrane przez Boga i Maryję. Bezbożni albo się nawrócą albo będą się musieli wyprowadzić… – wskazuje, że próby polubownego rozwiązania sporu spełzły na niczym. Tak jak on, sąsiedzi wspólnoty narzekają na hałas z głośników i pielgrzymów, którzy tu przybywają mimo zakazów ze strony duchownych katolickich. Ludzi gorszy bałagan i śmietnik jaki zostawiają. Uważają, że po części za obecną sytuację winę ponoszą władze kościelne.
Do pustelni zjeżdżają pielgrzymki z całej Polski. “Nie pójdę na nich z widłami”
– Arcybiskup częstochowski przez trzy lata nas negował. Gdy pojechaliśmy ostatnio do niego w delegacji okazało się, że nic nie zrobili. Biskup boi się, jemu też przecież grozili – mówi nasz rozmówca. Wspomina, że od czasów pandemii koronawirusa jest mniej pielgrzymów do pustelni. Kiedyś bywało ich nawet po 4 tysiące. Powodem było zachowanie księdza Galusa, który otwarcie mówił, że nie ma pandemii i nawoływał do przyjazdów. Ostrzej zareagowały też władze kościelne, ale to nie przeszkadza księdzu działać dalej.
– Ludzie ściągają tutaj z całej Polski. Nie mają pojęcia o tym, co się tutaj dzieje, dokąd jadą. Na jednym z banerów poinformowałem, że ten kościół wyłączony jest z użytku liturgicznego, że przebywa tu dwóch suspendowanych księży. On ich okłamuje, że nie jest suspendowany, że papież to wszystko załatwił. Guzik prawda – tłumaczy mieszkaniec Czatachowy.
– Jaki to kościół? – pytają przeciwnicy wspólnoty. – Msze odprawia dwóch księży, którzy mają zakaz odprawiania i zakaz noszenia habitów oraz udzielania sakramentów, jacy to księża? – zastanawiają się nad fenomenem pielgrzymek. Ci, którzy mieszkają w sąsiedztwie, czują się bezradni. – Banery powiesiłem, bo to wyraz mojej bezradności. Nie pójdę na nich z widłami, tylko to jest moja forma protestu. Jestem katolikiem – pokazuje krzyżyk zawieszony na szyi. – Przy obecnej sytuacji moja wiara uległa osłabieniu, skoro biskup nic nie czyni, my mieszkańcy jesteśmy tutaj prześladowani. W kraju katolickim jesteśmy prześladowani przez samozwańczych katolików, jak to wygląda? Skoro nie chcą być Kościołem katolickim, niech opuszczą teren i postawią własny kościół, a nie są tzw. squatersami. Ciągle słyszymy od nich, to jest nasze Jeruzalem – podsumowuje.
Awantura w Niedzielę Palmową. Wezwano policję
Wokół pustelni wiele działek jest wystawionych na sprzedaż. Jedna z nich otoczona jest gigantycznymi figurami świętych i Chrystusa. To działka Słowaka, który był zauroczony wspólnotą. – Pod ich wpływem kupił ziemię, sponsorował ich, ale w pewnym momencie został odrzucony. Teraz działkę chce sprzedać. Kto tu nie był. Przyjechał nawet Wojciech Modest Amaro, mam z nim zdjęcie. Byli inni celebryci. Oni chcą powiedzieć, że nieprawdą jest, że wieś nie popiera wspólnoty – opowiada.
Pytamy innych mieszkańców, którzy mają swoje domy niedaleko, czy przeszkadza im sąsiedztwo. – Zaczęło się od hałasowania, to jest metoda nękania nas i przepędzenia z tego miejsca, a kto nie jest z nami, jest przeciwko nam, bo to teren Maryi. My tu mieszkamy od 25 lat – opowiada właściciel pobliskiego domu. Jego żona należała do wspólnoty, ale wystąpiła z niej. – To nękanie przerodziło się w postać napaści słownej, zachodzenia drogi, celowo podkładania telefonu pod twarz – nawiązuje do incydentu z Niedzieli Palmowej (13 kwietni br.), kiedy to doszło do awantury i napaści. – To była zaplanowana akcja. Szli lasem i modlili się, niby odmawiali koronkę. Wszystko na nagraniach widać. Zaatakowali nas. Ten fanatyzm zaczyna się robić niebezpieczny – tłumaczy. Wezwano policję. Ksiądz Galus twierdzi, że został pogryziony przez psa gospodarza. Z kolei pozostali uczestnicy twierdzą, że są ofiarami napaści ze strony duchownego i jego ludzi.
Policja w Myszkowie o zgłoszeniach: zniszczone banery, zakłócenia porządku i pogryzienie
Sprawę bada policja w Myszkowie. Z informacji st. sierż. Klaudii Maladyn, rzeczniczki KPP w Myszkowie, wynika, że prowadzone są sprawy dotyczące zniszczenia banerów oraz zakłócania porządku publicznego. Policja wyjaśnia też incydent z 13 kwietnia br. (niedziela palmowa) kiedy to funkcjonariusze otrzymali zgłoszenia trzech interwencji, w tym pogryzienie przez psa Daniela Galusa. Również w tej sprawie zostały wdrożone czynności wyjaśniające.
Mieszkańcy dodają, że czekają na termin rozprawy w Sądzie Okręgowym w Częstochowie, który zajmie się pozwem o hałas kościelnych dzwonów.
Pustelnia ojca Galusa. “Siostry” zamknięte w kaplicy
– Wojna religijna, takiego określenia użył biskup podczas spotkania, do którego doszło po tym incydencie. Do wojny potrzebni są wrogowie, jesteśmy nimi. Ojciec Daniel walczy z szatanem, tworzy z siebie ofiarę, a to jest manipulacja – podsumowuje mężczyzna.
Sołtyska wsi, Zenobia Cembrzyna twierdzi, że trudno będzie pogodzić ludzi. – Mieszka nas niewielu, we dwa autobusy się zmieścimy, a nie potrafimy dogadać się – wyjaśnia. Mówi, że chce z tego powodu zrzec się funkcji. – Ci ludzie mi nie przeszkadzają – odpowiada, zapytana o podpisanie oświadczenia dla księdza Galusa, skierowanego przez niego do częstochowskiej kurii. – Kto, gdzie jeździ i do jakiego kościoła, mnie to nie interesuje – kończy rozmowę.
W pustelni wszystko pozamykane. W kaplicy przez szybę widać, że siedzą kobiety z małymi dziećmi. Dzieci bawią się na podłodze, kobiety obok nich rozmawiają. Nie sprawiają wrażenia, że przebywają w miejscu kultu. Nie można do nich wejść, bo zamknięte są od środka. Jest też książka z wpisami i świadectwami cudów w tym miejscu. Wiszą obraźliwe hasła księdza Galusa skierowane pod adresem częstochowskiego arcybiskupa. Na dziecińcu po jakimś czasie zastajemy dwie młode kobiety, pielęgnujące zieleń przy figurce Maryi.
Kobiety tytułują się “siostrami”. Każda z nich ma na palcu charakterystyczny różaniec w kształcie owalnego sygnetu. – Różaniec, dar, że należymy do wspólnoty, do Boga i Maryi. Nie mamy się czego wstydzić – objaśnia Monika Matysek. Przyjechała spod Lublina. Na czas pielgrzymki wynajmuje pokój. Po wypadku samochodowym nie pracuje. Od 10 lat jest we wspólnocie. Pochodzi z rodziny katolickiej. – Ojciec Daniel jest gorliwym kapłanem. Moje życie wisiało na włosku po wypadku. Tutaj zostałam uzdrowiona, groziła mi endoproteza biodra. Boli mnie, że to miejsce jest prześladowane. Oddam życie za to miejsce, tu jest przedsionek nieba, tutaj odzyskujemy spokój, opiekę i wsparcie – mówi pani Monika.
Czatachowa. Świadectwa uzdrowienia i wiary
Pani Grażyna (61 l.) regularnie przyjeżdża z Sosnowca. – Wierni nie znajdują w swoich parafiach tego, co jest tutaj – wyjaśnia. – Koleżanka z parafii powiedziała mi o tym miejscu, wahałam się przez kilka miesięcy, ale w końcu przekonałam się, że warto. Proboszcz wie, że tutaj przyjeżdżam, nie sprzeciwia się. Mam swoje sumienie, ja odpowiem przed Bogiem czy robiłam źle, czy dobrze. Nie biskup mnie będzie osądzał, tylko pan Jezus – informuje pytana o zalecenia biskupa. – Arcybiskup słucha ludzi, którzy sieją propagandę i staje się pośmiewiskiem. To jest ziemia kurii, ona należy do ludzi, nie do biskupa. Były marsze przed kurią, jest petycja. Będziemy bronili tego miejsca – deklaruje.
Joanna Gębska (30 l.) z Krakowa do Czatachowy jeździ już od dziesięciu lat. Z zawodu jest inżynierem budownictwa. – Dowiedziałam się o tych łaskach od osoby, która tutaj przyjeżdżała. Myślałam, że tylko święci doznają cudu. Miałam guzy tarczycy, poczułam podczas mszy moc uzdrowienia. Zawsze, gdzie jest pan Bóg, jest atak złego. My tu doświadczamy wiele dobra. To jest dzieło Boga, czy zamykać takie miejsce, chociażby jedna osoba tutaj się nawróciła i zmieniła? Czy nie warto? – pyta zatroskana.
Kilkakrotnie “Fakt” próbował porozmawiać z księdzem Galusem. Był nieuchwytny. Jak tłumaczono nam, ksiądz Daniel nie odpowiada stronom, bo prowadzi życie pustelnicze i oddaje się modlitwie. Na spotkania umawia jego asystentka, Magdalena Gałkowska, odpowiedzialna za sekretariat. Zwróciliśmy się do niej. Po kilku dniach, gdy pojawiliśmy się ponownie w Czatachowie dostaliśmy odpowiedź: “wiadomość od Państwa przekazałam o. Danielowi. Jak ojciec wyznaczy ewentualny termin, to skontaktuję się z Państwem”. Do dzisiaj ksiądz Galus nie wyznaczył takiego spotkania.
Szokujące słowa na duchownego na temat koronawirusa. Aż włos się jeży na głowie!