Tragedia w Kutnie. Cichy zabójca zaatakował w Wigilię. Nie ma dobrych wieści
Wigilia to często okazja, by spotkać się z bliskimi, z którymi dawno się nie widzieliśmy i wspólnie zasiąść do świątecznego stołu. Czas radości, życzliwości i rozprężenia. Niestety, wieczorem 24 grudnia służby otrzymały dramatyczne wezwanie — przerażona osoba błagała o pomoc dla swoich bliskich, dwójki dorosłych i trójki dzieci, którzy nie dawali oznak życia.
Przed jednym z domów jednorodzinnych przy ul. Piwnej w Kutnie (woj. łódzkie) zaroiło się od służb. Strażacy musieli siłą otworzyć drzwi, by dostać się do mieszkania.
— Byli zabezpieczeni w aparaty ochronne układu oddechowego oraz mierniki wielogazowe, które od razu po wejściu do budynku wskazały wartości niebezpieczne dla zdrowia i życia — poinformował mł. kpt. Krzysztof Orłowski, rzecznik strażaków w Kutnie.
Widok, jaki strażacy zastali wewnątrz, sprawił, że ugięły się pod nimi kolana. 45-letni mężczyzna i jego 42-letnia żona spali razem z miesięcznym synkiem. Tuż przy ich łóżku znaleźli 9-letniego chłopca, który najwyraźniej próbował się ratować, chciał obudzić mamę i tatę, ale nie zdołał… Upadł na podłogę. Jego 12-letni brat leżał w swoim pokoju.
Nie ma dobrych wieści ze szpitala
Strażacy wyciągnęli ich na zewnątrz i przekazali pod opiekę ratowników. Niestety, dwóm chłopcom już nie można było pomóc. Mimo podjętej reanimacji nie udało się przywrócić im czynności życiowych. Lekarze mogli tylko stwierdzić zgon.
Rodzice chłopców i ich najmłodszy brat z zachowanymi czynnościami życiowymi zostali przetransportowani do szpitali. W najlepszym stanie zdrowia z całej trójki jest miesięczny chłopczyk. — Jego życie nie jest zagrożone — przekazał “Faktowi” w środę, 25 grudnia rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi prok. Krzysztof Kopania.
Niestety, drugi dzień Bożego Narodzenia nie przyniósł dobrych wieści. Jak powiedział “Faktowi” w czwartek, 26 grudnia prok. Krzysztof Kopania, rodzice chłopców wciąż są w bardzo ciężkim stanie i walczą o życie, nie odzyskali przytomności. Co wiadomo na temat przyczyn tej tragedii?
Przygotowania do Wigilii przerwał śmiertelny czad. Wstępne ustalenia śledczych nie pozostawiają złudzeń
Jak wynika z ustaleń prokuratury, do zatrucia czadem prawdopodobnie doszło w nocy z poniedziałku na wtorek (23/24 grudnia), gdy rodzina była w trakcie świątecznych przygotowań. Jeszcze przed północą sąsiedzi widzieli zapalone światła w ich domu.
— Dzieci zmarły z powodu zatrucia tlenkiem węgla — poinformował prok. Krzysztof Kopania. Niestety, w domu nie było czujnika czadu, a gaz ten nie ma koloru, smaku ani zapachu, trudno więc go wykryć bez tego urządzenia.
— Według wstępnych ustaleń przyczyną pojawienia się czadu był niewłaściwie działający piec gazowy lub system odprowadzający spaliny. Biegły pożarnictwa stwierdził rozszczelnienie rury odprowadzającej spaliny — dodał prokurator.
Wstępne założenia, że do tragedii mogła doprowadzić wadliwa instalacja wentylacyjna, przez którą w budynku zbierały się spaliny, potwierdzają także wstępne wnioski z oględzin, które zostały ponownie przeprowadzone w środowe popołudnie (25 grudnia) z udziałem biegłego z zakresu gazownictwa.
— Nie mamy jednak jeszcze końcowej opinii — zaznacza prokurator Kopania. — Aby to zweryfikować konieczne będzie też przeprowadzenie ekspertyz kominiarskich — dodaje.
Zobacz też:
Świąteczny koszmar na prostej drodze. BMW w strzępach, kierowca zakleszczony w aucie
Atak nożem w Grodzisku Mazowieckim. Marcin zadał śmiertelny cios. Jego rodzina przerywa milczenie