To największe gwiazdy wrocławskiego zoo!
Ich przyjście na świat to wielka sensacja światowa. Tłumy chcą oglądać maluchy. Teraz mają one już imiona. Zoo o pomoc w ich wyborze poprosiło fanów ogrodu. Z różnych stron napłynęło około tysiąca pomysłów. Zadanie nie było łatwe, ale opiekunowie spośród wszystkich propozycji wybrali imiona oddające ducha i charakter kociąt, nawiązujące jednocześnie do wyspy Sumatry, gdzie podgatunek ten żyje w naturze. Najbardziej wyróżniły się imiona: Musi, Hari, Kampar i Indera inspirowane nazwami indonezyjskich rzek. Rzeki bywają rwące, jak i spokojne. Tak jak tygrysy, są majestatyczne. Czasami w rzekach wzbiera rwący nurt – w tygrysach drzemie z kolei wielka siła. Wrocławskie kocięta także mają wyrazisty temperament. – Imię powinno pasować do gatunku, być międzynarodowe, gdyż zwierzęta wyjeżdżają do zagranicznych ogrodów, a także możliwie oddawać temperament danego osobnika. Często szuka się inspiracji sięgając do języków etnicznych, tożsamych dla miejsca występowania gatunku, innym razem na przykład w nazwach geograficznych – wyjaśnia lek. wet. Tomasz Jóźwik, nowy prezes wrocławskiego zoo.
Tygrysy mają już imiona, więc trzeba będzie je od siebie odróżniać. Najbardziej charakterystyczna jest samiczka, gdyż cętki na jej czole układają się w odwrócone serduszko. Samce nieco różnią się między sobą układem pasów na pysku i ciele. To pozwala na rozpoznawanie ich z daleka na co dzień. Każdy tygrys ma jednak czip i indywidualny numer, by nie polegać jedynie na aspektach wizualnych np. w przypadku szczepienia, leczenia zwierzęcia, czy transportu do innego ogrodu. Dane osobnika są wtedy dokładnie sprawdzane, by – na przykład – do danego zoo pojechał wskazany tygrys, a nie jego brat. – Dwa z naszych małych tygrysów: samiec i samica, są bardziej ciekawskie i odważne od rodzeństwa, a gdy mama je woła, posłusznie przybiegają. Dwa pozostałe samce chodzą bardziej własnymi ścieżkami i powoli poznają zakamarki wybiegu – opowiada Paweł Sroka, kierownik wydziału ssaków drapieżnych wrocławskiego zoo.