Rosyjski zespół muzyczny zagrał koncert w Warszawie. Jak to możliwe?
– Naprawdę myślisz, że ludzie zbojkotowali nasz koncert przez wojnę? – pyta mnie przy barze całkiem na serio gitarzysta Siberian Meat Grindera.
– Myślę, że tak. Pamiętam wasz wcześniejszy koncert w Warszawie. Jeszcze sprzed wojny. Na sali był ful…
– Może i masz rację. Tyle że my nie mamy z tym związku… – zapewnia muzyk.
– Mówię ci, powinniście kłaść większy nacisk na to, że jesteście przeciw wojnie… Może wtedy więcej osób przychodziłoby na wasze koncerty – tłumaczę mu.
– Pewnie tak – odpowiada mi muzyk i zamawia trzy drinki przy barze.
Rozmawialiśmy po angielsku, chociaż znam rosyjski całkiem nieźle. Mój rozmówca nie mówił jednak po rosyjsku. W zespole żaden z muzyków nie mówi zresztą w tym języku, bo… chociaż grupa jest rosyjska, to nie ma w niej już żadnego Rosjanina. Gitarzysta, z którym zamieniłem kilka słów przy barze, był Włochem i pochodził z Neapolu.
Historia SMG jest pełna podobnych paradoksów.
Ich maskotką jest car-niedźwiedź. Nie, to nie jest symbol Rosji!
Zacznijmy od tego, że członkowie “Syberyjskiego Młynka do Mięsa” wbrew nazwie wcale nie pochodzą z Syberii. Są z różnych części Rosji, a pierwsze próby i koncerty zaczęli grać w Moskwie w 2011 r. Połączyła ich muzyka, a konkretnie jej trzy gatunki – punk, metal i hip-hop. No i nielegalne graffiti, co widać na ich teledyskach.
Ale nie tylko granie i malowanie po ścianach było dla nich ważne. Muzycy zespołu od zawsze podkreślali, że liczy się dla nich przekaz. Byli antyfaszystami i głośno mówili o swoich poglądach. A te były antysystemowe, proekologiczne i wolnościowe. Razem z hiphopową grupą Moscow Death Brigade stworzyli w Moskwie silną scenę muzyczną z wyraźnym politycznym przesłaniem. Dlatego stali się obiektem ataków rosyjskich nacjonalistów.
SMG szybko zaczęli występować poza granicami swojego kraju. 10 lat temu mogli wyjeżdżać z Rosji i koncertowali niemal w całej Europie. Występowali też na dużych festiwalach. Byli supportem dla takich zespołów jak Terror i Pennywise.
Grupa stała się szczególnie popularna w Niemczech, gdzie grała trasy koncertowe jako główny zespół i to mimo powtarzających się problemów z załatwieniem wiz dla sześciu członków. W SMG występowało bowiem pięciu muzyków i maskotka – chłopak przebrany za cara-niedźwiedzia.
W tym miejscu trzeba podkreślić ważną rzecz – niedźwiedź z okładek płyt zespołu nigdy nie był symbolem Rosji. Dla muzyków oznaczał… potęgę siły natury. W teledyskach SMG to właśnie on wymierzał sprawiedliwość politykom, myśliwy czy skinheadom.
Grupa koncertowała też w Polsce. Na jej występy przychodziły setki osób.
Dzieci za kratkami. Za krytykę Putina do więzienia coraz częściej trafiają nieletni
“Chodziło o ducha. O to, żeby on przetrwał”
Wszystko przekreśliła pandemia COVID-19. To ona uziemiła zespół w Moskwie na prawie dwa lata. Muzycy SMG nie mogli koncertować, nie mogli wyjeżdżać z kraju, nie mogli sprzedawać na koncertach swoich płyt i koszulek. A musieli przecież z czegoś żyć. Ktoś został nauczycielem, podobno ktoś inny sprzedał instrumenty.
Można powiedzieć, że COVID zadał bolesny cios SMG, ale to wojna dobiła zespół. Muzycy liczyli na powrót. Na odrodzenie. Szykowali nowy materiał, ale kiedy przyszła wojna, świat odwrócił się od Rosji, a Rosja zamknęła się przed światem. Załatwienie wiz wyjazdowych dla muzyków stało się niemożliwe.
Na Zachód wyjechał natomiast… “car-niedźwiedź”. Tyle że on nie był Rosjaninem. Był Białorusinem. I to właśnie on stał się iskrą, która wskrzesiła ogień i pozwoliła odrodzić się grupie na Zachodzie.
Obecnie w zespole gra czterech Włochów i wokalista z Londynu. Z oryginalnego składu w zespole jest tylko maskotka. Grupa funkcjonuje właściwie jako cover-band. Nowi muzycy dają jednak radę. Zespół gra melodyjnie, szybko i ostro. Wokalista jest tak samo charyzmatyczny, jak był poprzedni lider.
Usuń tę aplikację z telefonu. Wyśle twoje dane do Rosji
Ponieważ w zespole nie występują już Rosjanie, bojkotowanie go jako grupy rosyjskiej właściwe nie ma sensu. Tym bardziej że stanowisko zespołu wobec wojny w Ukrainie było i jest jasne. Na jej stronie wciąż wisi informacja powieszona tam w pierwszych dniach inwazji Moskwy na Kijów: “SMG oznacza pokój! Przez te wszystkie dni nie mieliśmy i nadal nie mamy słów, aby opisać, co czujemy w związku z tą straszną sytuacją. Przygotowaliśmy wiele fajnych rzeczy do opublikowania w ramach promocji naszego nowego albumu, ale nie mamy ochoty ani siły tego publikować. Myślami jesteśmy ze wszystkimi niewinnymi, którzy cierpieli wcześniej i cierpią teraz. Zatrzymajcie wszystkie wojny!”
– Z oryginalnego składu zostałem tylko ja – powiedział mi po warszawskim koncercie mężczyzna występujący jako maskotka zespołu. – Dawni muzycy mieszkają wciąż w Rosji. Nie jest łatwo o tym wszystkim mówić. Zrozumieć to, co się stało… Ale chodziło o ducha zespołu. O to, żeby on przetrwał. By to, co zostało stworzone, nie zginęło. Bo to było coś ważnego.
Warszawski koncert grupy SMG w klubie Hydrozagadka zakończył bis. Wokalista wyszedł na scenę i powiedział: wiem czego chcecie. Chcecie jednej piosenki więcej. I dostaniecie ją. Ale chcę, żebyście przedtem usłyszeli jedno. Jesteśmy przeciw wojnie, jesteśmy przeciw nietolerancji, jesteśmy przeciw nierównościom. Jesteśmy za zjednoczeniem się ludzi!
I to jest właśnie drugi powód, dla którego SMG można dziś słuchać bez zażenowania. Ich postawa się nie zmieniła, mimo że zmieniło się wszystko: czas, kontekst, a nawet ludzie tworzący grupę. Mimo tych wszystkich dużych zmian SMG wciąż pozostaje zespołem, który “wyśnił sobie wolność!”.*
10 rosyjskich artystów z czarnej listy Putina. Możesz ich słuchać bez obrzydzenia
*nawiązanie do piosenki zespołu Karcer, “Życie za hymn”.