Rodzice grozy z Przemkowa staną przed sądem. Mieli katować własnych synów
Szczegóły ujawnione przez prokuraturę są wstrząsające. Niespełna 2-letni Filipek i jego młodszy braciszek niemal od urodzenia byli maltretowani. 27 lutego 2024 r. młodszy braciszek Filipka trafił do szpitala w Głogowie. Rodzice zgodnie twierdzili, że malec zachłysnął się mlekiem. Ponieważ w szpitalu nie obserwowano niepokojących objawów, dziecko wypisano.
— Po powrocie do domu młodszy Piotruś nadal płakał. Następnego dnia Marcin G. uderzył go ze znaczną siłą ręką w głowę, w wyniku czego spowodował złamanie obu kości ciemieniowych czaszki, co skutkowało zatrzymaniem krążenia i oddechu. Wówczas ponownie wezwano pogotowie. Ojciec podał, że dziecko po podaniu kaszki nie mogło zaczerpnąć oddechu. Po przeprowadzeniu badań lekarze stwierdzili u chłopca przebyty uraz czaszkowo-mózgowy oraz zmiany niedokrwienne i niedotlenieniowe mózgu. Kolejne badania ujawniły, oprócz złamania kości ciemieniowych, obrzęk mózgu, który zazwyczaj powstaje po ciężkim urazie głowy — informuje w rozmowie z reporterem”Faktu” prokurator Liliana Łukasiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Po tym lekarze natychmiast powiadomili policję. Rodzice braci zostali zatrzymani i stanęli przed obliczem prokuratora. Decyzją sądu w Głogowie zostali tymczasowo aresztowani. Pod koniec maja 2024 r. sąd w Legnicy nie przedłużył matce aresztu.
Wstrząsające ustalenia śledczych. Filipek i Piotruś niemal od urodzenia byli maltretowani
Chłopcy decyzją sądu trafili do rodzin zastępczych. Mimo heroicznej walki lekarzy o życie Piotrusia, nie udało się uratować. 20 maja 2024 r. serce maluszka przestało bić. W trakcie śledztwa rodzice biologiczni wzajemnie obarczali się odpowiedzialnością, za to, co się wydarzyło.
Monika M. przesłuchana w charakterze podejrzanej nie przyznała się do popełnienia zarzuconych jej przestępstw. — Potem potwierdziła swoje dawanie klapsów i bicie dzieci butelką po głowie. Wyjaśniła też, że Marcin G. używał przemocy wobec niej i dzieci. Podała, że partner bił dzieci z pięści i z plaskacza, a co do młodszego syna, że przyciskał jego głowę do poduszki, a także często brał go w obie ręce, podnosił i potrząsał obiema rękami, trzymając przed sobą i rzucał nim o łóżko “jak worek”, a starszego popychał, przesuwał i kopał — informuje w dalszej części rozmowy pani prokurator.
— Uzyskane opinie medyczne dotyczące obu chłopców wykazały, że obaj pokrzywdzeni byli bici i popychani, rzucano nimi o różne przedmioty i upuszczano na twarde powierzchnie. Lekarze nie mieli wątpliwości, że obrażenia te powstały w mechanizmie czynnym, a zatem zadawano je celowo — dodała na koniec rozmowy prokurator Liliana Łukasiewicz.
Marcin G. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Ostatecznie złożył wyjaśnienia, w których obciążał odpowiedzialnością partnerkę Monikę M.
Rodzicom biologicznym chłopców grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.
Zobacz też:
Wyrodny ojciec z Przemkowa z najsurowszym zarzutem. To straszne, co robił synom!
Nie tylko rodzice odpowiedzą za piekło chłopczyków z Przemkowa? Jest ważna decyzja prokuratury!
Sąd nie przedłużył aresztu matce skatowanego Piotrusia z Przemkowa. Tak to uzasadnia