Pszów-Krzyżkowice. Wiadomo więcej o pożarze w hostelu i ofiarach
Pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Ludzie skakali z okien, by uciec przed szalejącym ogniem. — Dziewczyna jeździła konno i ona pierwsza zauważyła pożar. Straszny był ten ogień. My się nie baliśmy, że do nas dojdzie, ale tragedia straszna — mówi w rozmowie z “Faktem” pan Bronisław, który mieszka w pobliżu. Opowiada też historię małżeństwa, które udało się uratować z objętego pożarem budynku.
Pszów-Krzyżkowice. Pożar hostelu. Nie żyje pięć osób
Mąż z żoną uciekli na dach. Zabrali ze sobą psa. Dzięki temu przeżyli. Strażacy ściągnęli ich z tego dachu
— mówi pan Bronisław.
On sam uratował z pożaru kota. Gdy opowiada o tym reporterce “Faktu” biało-czarny kotek przypatruje się niepewnie. Dla zwierząt ta sytuacja też była bardzo stresująca.
Późno wieczorem podczas spotkania z dziennikarzami przedstawiciele służb przekazali nieco więcej informacji. Wiadomo, że w budynku znajdowało się 17 osób. 12 udało się ewakuować. Jedna z nich trafiła do szpitala. Jest tam również policjant, który ucierpiał podczas próby ewakuacji jednego z mieszkańców. To miejscowy dzielnicowy. Drugi z funkcjonariuszy został opatrzony na miejscu.
Wojewoda śląski Marek Wójcik przekazał na briefingu po godzinie 23, że z budynku ewakuowano łącznie 12 osób – siedmiu mężczyzn i pięć kobiet. Większość z tych osób to Polacy, dwie są narodowości ukraińskiej.
Nieprawidłowości w hostelu. Nie był zarejestrowany
Wojewoda śląski Marek Wójcik poinformował również, że budynek nie był formalnie zarejestrowany jako hotel. Podkreślił, że kwestia jego faktycznego przeznaczenia będzie przedmiotem postępowania wyjaśniającego, prowadzonego pod nadzorem prokuratury.