Psycholog pomogla molestowanym uczennicom. Szkoła nie przedłużyła jej umowy
Bulwersującą historię opisała kaliska “Gazeta Wyborcza”. Zaczęło się od wyznania kilku uczennic, które powiedziały, że jeden z nauczycieli łapał je za piersi, a także dotykał po ramionach i brzuchu oraz klepał po pośladkach. Początkowo pedagog miał wypytywać swoje ofiary o ich prywatne życie, o to, czy mają chłopaka. Kazał im zostawać w klasie po lekcjach. — Czasami nic się nie działo, zwyczajna rozmowa. A czasami robił to, co robił. Dotykał tam, gdzie nie powinien — wspomina była uczennica, cytowana przez Wyborczą.
Chodzi o Zespół Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Marszewie pod Pleszewem. Kiedy wybuchła afera z molestowaniem, nie wszyscy wierzyli uczennicom, bo nauczyciel był szanowanym pedagogiem, przykładnym ojcem i mężem. Uwierzyła jednak psycholog szkolna Estella Wierzbicka. Kobieta zaczęła pracę w placówce kilka miesięcy wcześniej. Długo nie popracowała, bo kiedy wstawiła się za uczennicami, dyrekcja nie przedłużyła z nią umowy. “Gazeta Wyborcza” rozmawiała z kobietą.
W listopadzie 2022 r. zgłosiła się do niej z polecenia wychowawczyni pierwsza z dziewczyn.
Wcześniej zgłosiła się do dyrekcji, ale żadna z ówczesnych dyrektorek nie poinformowała mnie, że jest taka sprawa, nie skierowała do mnie uczennicy. Zrobiła to dopiero jej wychowawczyni, bo dziewczyna była w kiepskim stanie psychicznym. Wystraszona, pełna wstydu i lęku opowiedziała mi, co działo się za zamkniętymi drzwiami klasy
— mówi Wierzbicka w rozmowie z “Gazetą Wyborczą”.
Marszew. Reakcja psycholożki szkolnej na zgłoszenie molestowania
Wtedy psycholog sporządziła notatkę i wysłała do dyrekcji maila z informacją, że sprawę trzeba zgłosić policji. W ciągu kolejnych tygodni do Wierzbickiej zgłosiło się łącznie kilkanaście dziewczyn, które twierdziły, że też są poszkodowane przez nauczyciela języka niemieckiego.
Opowieść jednej z ofiar, do których dotarła “Gazeta Wyborcza” jest poruszająca.
Niemiecki miałam od pierwszej klasy technikum. Wtedy jeszcze podczas lekcji padały tylko seksistowskie żarty i teksty po prostu nie na miejscu. Oczywiście, plotkowano, że nauczyciel niemieckiego to zboczeniec, ale równie dobrze mogły to być wymysły
— mówi dziewczyna.
Pod koniec trzeciej klasy nauczyciel zaczął ją molestować. — Pamiętam, że wahało mi się między cztery, a pięć. Poprosił, bym została po lekcji. Ostatniej osobie kazał zamknąć drzwi od klasy. I wtedy do tego doszło — opowiada. Zenon R. miał ją dotykać po piersiach i klepać po pośladkach. Podobnie zeznały inne dziewczyny. Ostatecznie mężczyzna usłyszał zarzuty, a sprawa trafiła do sądu. Wtedy psycholog szkolna pomagała im zorganizować pomoc prawną.
Nikt im nawet nie powiedział, że mogą starać się o prawnika z urzędu. Pomagałam im więc pisać pisma, wnioski, bo one zostały praktycznie same
— wspomina kobieta w rozmowie z “Gazetą Wyborczą”.
Psycholog pomogła uczennicą. Umowy jej nie przedłużyli
Uważa, że dyrekcja szkoły nie stanęła na wysokości zadania i nie objęła uczennic właściwą opieką. Pokazuje to m.in. fakt, że organ prowadzący szkołę Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi o sprawie dowiedział się dopiero, gdy wypłynęła ona do mediów. Wtedy trwało już prokuratorskie śledztwo.
— Gdy zaczął się nowy rok szkolny, dyrekcja ogłosiła społeczności szkolnej, gościom i rodzicom, że pan R. przechodzi na emeryturę. Wymienili jego zasługi, wyświetlili liczne zdjęcia, dziękowali… Wiem, jak poczuły się uczennice, które opisały jego ciemne oblicze, bo mi o tym powiedziały — wspomina Estella Wierzbicka w rozmowie z Wyborczą.
Tymczasem Zenon R. przyznał się do winy. Został skazany prawomocnym wyrokiem za seksualne wykorzystanie stosunku zależności wobec pięciu uczennic. Inne zeznawały jako świadkowie. Sędzia podkreślał, że nie było żadnych wątpliwości co do winy oskarżonego.
Molestowanie przez nauczyciela w szkole w Marszewie
Niestety, sprawa nie skończyła się dobrze dla psycholożki, dzięki której dziewczyny wywalczyły dla siebie sprawiedliwość. — Dyrektorka nie przedłużyła mi umowy, mimo bardzo dobrej oceny mojej pracy i nagrody, którą dostałam. Do ostatniej chwili nie otrzymałam od dyrekcji klarownego sygnału, co dalej z moją pracą w szkole. 28 sierpnia stawiłam się na ostatnią radę pedagogiczną. Poszłam wtedy do kadr spytać, co z moją umową i usłyszałam od kadrowej: “Świadectwo pracy mamy przesłać pani pocztą czy odbierze pani osobiście?” — mówi Wyborczej pani Estella. Umowy nie przedłużyła jej nowa dyrektorka szkoły, która jej zdaniem wcześniej ignorowała jej i szukała na nią haków.
Zobacz też:
Dwa zachorowania na gorączkę zachodniego Nilu. Jeden to spore zaskoczenie