Przerażająca relacja z pożaru w Pszowie. “Tam był koniec, oni byli czarni”
13 kwietnia w budynku przy ul. Lubomskiej w Pszowie wybuchł ogromny pożar. Z ogniem walczyło prawie 100 strażaków. Mimo wielkich starań nie uratowali wszystkich ludzi.
— Byłem w swoim pokoju ze szwagrem. Oglądaliśmy telewizję, on wyszedł do toalety i wtedy to się stało. To były ułamki sekund, jak cały dom stanął w ogniu. Płomienie poszły z dołu, tam, gdzie była kuchnia. Na dole wszystko się zaczęło — opowiada w rozmowie z “Faktem” Marek Gajda (42 l.).
W hostelu, który miał kilkanaście pokoi, przebywało 17 osób. Według relacji mieszkańców jedna z lokatorek w kuchni, która mieściła się na parterze, smażyła frytki i o nich zapomniała. Olej się zapalił i tak miał zacząć się pożar.
— Cały dom był w drewnie, w boazeriach, schody były wyłożone dywanami, wszystko w mgnieniu oka zajęło się ogniem — dodaje pan Marek. — Gdy szwagier wrócił z toalety, na korytarzu było już czarno. Krzyczałem do innych: “wychodzić, uciekać”. Otworzyłem drzwi do sąsiada, który mieszkała na tym samym piętrze co ja. Ale tam już nie było kogo ratować. Tam był koniec, oni byli czarni. Spalone ciała, leżące na tapczanach, mam ciągle przed oczami. Szwagier mówił, że trzeba uciekać. Zostało nam tylko okno, cały korytarz był w ogniu. Trzymałem go za ramiona i spuszczałem z pierwszego piętra. Krzyczałem do niego “podaj mi drabinę”, chciałem się jeszcze raz wrócić po innych, ale gdy poczułem ogień na plecach, wiedziałem, że czas się kończy i skoczyłem przez okno na podwórko.
Nieformalny hostel oferował pokoje na wynajem długoterminowy
Lokatorzy, którzy mieszkali w tym budynku, znaleźli lokum przez portal ogłoszeniowy. Niektórzy wynajmowali pokoje od kilku miesięcy, inni od paru lat. Hostel nie był oficjalnie zarejestrowany, ale wszyscy wiedzieli, że właściciel Andrzej W. świadczy takie usługi na wynajem. Dlatego lokum znajdowali tu pracownicy sezonowi, budowlańcy i ludzie po przejściach, którym się w życiu nie poukładało.
Marek Gajda wprowadził się na Lubomską dwa miesiące temu, gdy rozstał się z żoną. — Tutaj płaciłem mniej niż w hotelu. 210 zł na tydzień, to wychodziło miesięcznie jakieś 900 zł. Miałem swój pokój. Kuchnia i łazienka była wspólna z innymi lokatorami i znajdowała się na korytarzu, na każdym piętrze — mówi Marek Gajda (42 l.). — Z niektórymi lokatorami się zaprzyjaźniłem, dlatego tak strasznie mi żal tych, którzy zginęli. Żałuję, że nie zdążyłem ich uratować.
Pięć ofiar pożaru. Najmłodsza miała 36 lat, najstarsza 69
Ludzie, którzy zginęli w płomieniach, zajmowali pokoje na pierwszym piętrze i poddaszu. Najmłodszą ofiarą jest Anna H. (36 l.). To ona zdaniem pana Marka i innych świadków zapomniała o postawionych na gazie frytkach. Poszła do pokoju znajomego. — Miesiąc temu wyszła z więzienia, chciała zacząć wszystko od nowa, wprowadziła się na piętro. Obok na parterze mieszkał jej schorowany ojciec. On się uratował, bo go strażacy wynieśli, Ania nie miała szans. Gdy pożar zaczął szaleć, była w pokoju Tomka K. (52 l.), razem spłonęli w jednym pokoju — dodaje pan Marek.
Kolejną ofiarą tego pożaru jest ok. 50-letni pan Tomasz, który zajmował pokój z panem Sławkiem († 66 l.), emerytem. — Sławek był schorowany, poruszał się o kulach. Oboje nie zdążyli uciec — dodaje Marek Gajda.
Najstarszą ofiarą niedzielnej tragedii był Andrzej M. (†69 l.), wdowiec, który mieszkał na poddaszu.
Wśród pogorzelców jest małżeństwo Ukraińców.
Dwunastu pogorzelców znalazło lokum w gościńcu w Pszowie. Wśród nich jest Albina Martynienko (45 l.), która z partnerem i psem uciekła przed płomieniami na dach. — To było straszne, wszędzie był ogień, nasz pokój stanął w płomieniach, byliśmy w panice, gdyby nie mój mąż nie uratowalibyśmy się — mówi nam pani Albina, która na co dzień pracuje w pobliskiej ubojni w Pszowie.
— Strażacy nas stamtąd ewakuowali. Trzy lata temu przyjechałam do Polski, uciekłam przed wojną. Teraz znowu wszystko straciliśmy, zostaliśmy bez dachu nad głową — mówi smutno kobieta, tuląc do siebie małego yorka.
Pięć ofiar nie żyje. Słychać było krzyk: ratunku! Wstrząsające relacje świadków pożaru
Tragiczny pożar zabrał pięć żyć. Dramat budowlańców. “Uciekali na dach”
/12
www.radio90.pl, Rafał Klimkiewicz / Edytor
Marek Gajda i Albina Martynienko zdołali się uratować.
/12
Rafał Klimkiewicz / Edytor
Marek Gajda chciał ratować sąsiadów z hostelu. Nie udało mu się. Sam ledwo co zdążył uciec przed płomieniami.