Protesty w Gruzji dotkną Polskę? Będzie wielka fala migracyjna?
Powodem napiętej sytuacji w stolicy Gruzji są wyniki wyborów parlamentarnych z 26 października. Według oficjalnych danych miała je wygrać prorosyjska parta Gruzińskie Marzenie. Przywódczyni Gruzji Salome Zurabiszwili i opozycja nie uznają wyników. Podobnie jak spora część Gruzinów, co widać na ulicach Tbilisi. W sobotę 30 listopada przywódczyni państwa ogłosiła, że nie odejdzie za stanowiska, dopóki jej następcy nie wybierze legalnie wybrany parlament. Policja brutalnie tłumi manifestacje, to jednak nie zmniejsza zapału walczących o lepsze jutro Gruzinów.
Trudno zakładać z góry, że gruzińskie społeczeństwo przegra w tej walce, jednak do tej pory liczne protesty na ulicach nie przyniosły skutku. Co, jeśli i tym razem tak będzie? Czy to oznacza zwiększenie represji i utratę nadziei na zbliżenie pozostającej pod wpływami Rosji Gruzji do Europy Zachodniej? A jeśli tak, czy należy spodziewać się napływu do nas migrantów z tego kraju? Już teraz w Polsce spotkać Gruzina nie jest trudno.
Migracji zarobkowej w wydaniu gruzińskim faktycznie mamy wiele. To prawda, że sporo ludzi chce wyjechać między innymi ze względu na sytuację polityczną. Ale z racji tego, że Unia Europejska zaraz zniesie, czy raczej zamknie na powrót ten pozorny tylko ruch bezwizowy, raczej nie będzie dziesiątków tysięcy Gruzinek i Gruzinów na granicach. Poza tym Polska jest coraz mniej atrakcyjnym krajem ze względu na wysokie koszty życia
— ocenia w rozmowie z “Faktem” Przemysław Polaczkiewicz, Polak, który mieszka w Gruzji od pięciu lat.
Co z migracją Gruzinów do Polski?
Jego opinię podziela prof. dr hab. Radosław Fiedler, kierownik Zakładu Pozaeuropejskich Studiów Politycznych Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. — Nie spodziewam się wielkiej migracji z Gruzji. Musiałoby się tam wydarzyć coś poważniejszego niż teraz, coś na kształt wojny domowej. Poza tym nie możemy zapominać, że tam blisko jest Rosja w Osetii Południowej. Dlatego nie spodziewam się niczego sensacyjnego — ocenia prof. Fiedler.
Przemysław Polakiewicz dodaje, że represje były i są. — Jednak w mediach tzw. zachodnich nie do końca się temat porusza. Zastraszenia, pobicia, presja w pracy (jeśli to budżetówka) były od miesięcy. To nie jest argument za zwiększeniem migracji — podsumowuje.
Zobacz też:
Posłanka oburzona paragonami z Biedronki. Sieć reaguje
Ta historia wstrząsnęła światem. Matka jest oskarżana o okaleczenie dziecka dla sławy