Pożar w hostelu w Pszowie. Zginęło pięć osób, trwa śledztwo
– To było straszne. Jeździłam konno, kiedy zobaczyłam jęzory ognia wychodzące z okien. Zadzwoniłam na 112, ale dyspozytor powiedział, że służby już jadą. Widziałam tych ludzi na ostatnim piętrze, niektórzy chcieli skakać. Krzyczałam, że pomoc jest w drodze. Tyle mogliśmy zrobić – mówi “Faktowi” Zosia, córka strażaka i naoczny świadek pożaru. Jej ojciec uczestniczył w akcji ratunkowej.
Sąsiedzi chcieli ratować. Strażacy ściągnęli rodzinę z dachu
Na ratunek ruszyli też okoliczni mieszkańcy.
– Usłyszałem syreny, spojrzałem – wielka łuna i dym. Wziąłem drabinę i pobiegłem, ale strażacy już byli na miejscu. Policjanci nie wpuścili mnie dalej, ogień był wszędzie – relacjonuje pan Bronisław Jóźwicki. – Widziałem, jak rodzina Ukraińców stoi na dachu i woła o pomoc. Strażacy ich uratowali. Męża i żonę. Ściągnęli też z dachu ich psa.
Budynek płonął błyskawicznie. – Wszystko było w boazerii, plastiku. Mówią, że ogień mógł wybuchnąć przez pozostawione na kuchence frytki. Ten, kto je smażył, ponoć zapomniał – dodaje sąsiad. – Z tego domu uratowałem kota. Też tam mieszkał.
Wśród zaginionych – pan Andrzej. Rodzina czekała na telefon
W budynku mieszkało 17 osób. Uratowano 12. Wieczorem bliscy wciąż mieli nadzieję.
– Tam mieszkał nasz wujek Andrzej. Po śmierci żony wynajmował pokój za 900 zł miesięcznie. Chciałem wpaść do niego na kawę. Dzwoniliśmy, ale była tylko cisza… – opowiada pan Piotr.
Dzień później nadzieja zgasła.
– Zadzwonili z policji. Wujek nie przeżył – mówi cicho. Andrzej miał 69 lat.
To nie był formalny hostel. Trwa śledztwo
Jak ustaliła policja, budynek nie był oficjalnie zarejestrowany jako hostel.
– Właściciel wynajmował pokoje różnym ludziom. Ustalamy, na jakich zasadach – mówi Małgorzata Koniarska, rzeczniczka policji w Wodzisławiu Śląskim. – W środku były kobiety i mężczyźni, dzieci prawdopodobnie nie.
Uratowani zostali tymczasowo zakwaterowani w jednym z gościńców w Pszowie. Otrzymali też pomoc psychologiczną.
Policjanci weszli do ognia. Jeden z nich trafił do szpitala
Dwóch dzielnicowych z komisariatu w Pszowie ruszyło z pomocą. Jeden z nich – 34-latek z 12-letnim stażem – trafił do szpitala.
– Ból głowy, podrażnione gardło, objawy zatrucia gazami. Po kilku godzinach wrócił do domu, ale czuje się bardzo źle – relacjonuje rzeczniczka.
Drugi funkcjonariusz został opatrzony na miejscu i wrócił do akcji. – Mundury śmierdziały spalenizną, buty się powyginały od temperatury – mówią świadkowie.
Na miejscu tragedii wciąż pracują śledczy
Dozorca budynku został już przesłuchany. Trwają oględziny z udziałem biegłego, prokuratora i eksperta od katastrof budowlanych. Policja nie podaje jeszcze oficjalnej przyczyny pożaru.
/9
Rafał Klimkiewicz/Edytor.net; KWP SP w Katowicach; asp. Kaczmarek Mateusz/KP PSP w Wodzisławiu Śląsk / Fakt.pl
Bronisław Jóźwicki (64 l.), sąsiad z naprzeciwka, widział płomienie i ludzi wołających o pomoc.
/9
www.radio90.pl / –
Pożar wybuchł w niedzielę 13 kwietnia przy ul. Lubomskiej 56 w Pszowie.