Powódź w Stroniu Śląskim. 160 powodzian nadal bez własnego dachu nad głową
W pokoju hotelowym mieszka razem z mężem. Mają też psa. Siedemnastoletni wnuk dostał osobny pokój, żeby miał warunki do nauki. Pani Joanna była u rodziny, gdy ich mieszkanie przy Nadbrzeżnej w Stroniu Śląskim zostało pochłonięte przez powódź.
– Pojechaliśmy do syna na urodziny wnuczki, na Morawy. Tam utknęliśmy. Zostaliśmy bez niczego, nie było do czego wracać. U syna byliśmy przez cały tydzień. Tam dwie rodziny mieszkają. Było ciasno, postanowiliśmy wrócić. Burmistrz Stronia, jak słyszeliśmy w mediach, zapewniał powodzianom mieszkanie – opowiada pani Joanna.
Powodzianie ze Stronia Śląskiego. Przeprowadzki od hotelu do hotelu
Na miejscu przeżyli rozczarowanie. Mieszkania zastępczego do dzisiaj nie dostali. Trafili do hotelu. Teraz szykują się do kolejnej przeprowadzki. Obecną kwaterę mają tylko do końca listopada. Potem zostaną przeniesieni do innego hotelu w centrum Stronia Śląskiego. Tam z kolei lokum na razie mają tylko do końca stycznia przyszłego roku. – Tak nas będą przerzucali jak worek kartofli od jednego do drugiego, bo sezon zimowy się zaczyna – zauważa rozgoryczona.
Gdy po raz pierwszy weszli do zalanego mieszkania, ogarnęła ich rozpacz. Pani Joanna do dzisiaj ma łzy w oczach, gdy opowiada o tych przeżyciach.
Stronie Śląskie. Powodzianie boją się zimy. Czy przetrwają?
– Mieliśmy dziurę w podłodze. Zostały zalane stropy, u nas w mieszkaniu było prawie dwa metry wody. Nic nie dało się uratować. Mąż z płaczem porządkował i wszystko wyrzucał na śmietnik. Jesteśmy 35 lat po ślubie, cały dorobek naszego życia popłynął – opowiada pani Joanna. Na szczęście samochód ocalał, bo pojechali nim do syna. Inaczej mieliby kłopoty z wydostaniem się z hotelu, gdzie zostali zakwaterowani.
– Zostaliśmy z tym, co mieliśmy na sobie. Jeździliśmy tam, gdzie są dary, szukało się coś do ubrania, co na człowieka pasuje – zauważa. W plastikowym pudełku mają komplety pościeli z darów, jakiś koc i narzutę. Na nowy dom. Nadchodząca zima przynosi lęk, niepokój i świadomość, że do domu tak szybko nie wrócą.
– Kiedy to wszystko się zrobi, odbuduje? Zima za pasem. Mąż pojedzie po pracy, pozbija tynki, będziemy to osuszać i żyć nadzieją, byle do wiosny. Wszystko do wymiany. Cztery lata temu był kapitalny remont. Mieliśmy ogrzewanie gazowe, piec został zalany, do niczego się nie nadaje. Okna, podłogi, wszystko trzeba remontować. Nie mówię o wyposażeniu – wylicza.
Nikt nie wierzy w obietnice rządu i lokalnych władz. “Wszyscy wszystko obiecują”
Życie w hotelu płynie wolno. Gigantyczny kompleks znajduje się na obrzeżach Stronia. Do centrum daleko. Starsze kobiety, które ewakuowano, siedzą na korytarzu, szukają rozmówców. – Pocieszamy się, idziemy na spacer, bo ileż można płakać w pokoju – dodaje pani Joanna. – Mąż na śniadania nie chodzi, bo pracuje od 6 rano. Dobrze, że zdąży na obiad, bo są wydawane od 16 do 18. Burmistrz płaci za posiłki. Śniadanie i obiadokolacje mamy za darmo, jest w pokoju mini lodóweczka, kanapkę sobie człowiek zrobi. Można się wykąpać, można się wyspać. Tylko tyle. Pranie zabiera nam córka do Lądka, z torbami się wozimy tam i z powrotem – pani Joanna opowiada o codzienności.
Burmistrz Stronia Śląskiego w mediach społecznościowych zapowiada, że w okresie zimowym wszyscy mieszkańcy będą zaopiekowani. Będą mieli dach nad głową. Gmina wytypowała działki na budowę domów popowodziowych i lokali socjalnych, dla tych, którzy nie mogą wrócić do swoich domów. Jednak same lokalne władze przyznają, że będzie to dłuższa perspektywa.
– Wszyscy nam wszystko obiecują. Miały być kontenery dla powodzian, teraz to nie wiadomo czy powstaną, chodzą słuchy, że ich nie będzie – stwierdza pani Joanna. Przyznaje, że zamiana jednego pokoju na drugi w hotelu to nie jest rozwiązanie. – Czy to taki rarytas, jak się wszystkim wydaje te pokoje w hotelu? – pyta. – Naprawdę chcielibyśmy wrócić do jakieś normalności. Dostać jakiekolwiek mieszkanie. Składaliśmy wniosek, jesteśmy na liście. Przysługuje nam mieszkanie zastępcze, póki co jest cisza. Oni ciągle nam oferują tylko hotele. Zazdroszczę tym, którzy mogą wrócić do siebie. Są tacy w hotelu, którzy odliczają dni, bo ich mieszkania są już gotowe. Wyjdą za tydzień, za półtora, oni mają nadzieję, a my? Nie wiemy kiedy, ile pieniędzy trzeba włożyć w remont, ile to potrwa – zauważa.
Powódź 2024. Marzenia o mieszkaniu
Jednego są pewni, że muszą zacząć od nowa. Joanna i Paweł Serafinowie zajmowali 52-metrowe mieszkanie, które remontowali po raz ostatni cztery lata temu. – Boimy się tam wracać, bo nie wiemy, co będzie za parę lat, jak będzie padać deszcz czy znowu nas nie zaleje, ale pozostał sentyment do mieszkania. Człowiek nie wie, co ma robić. Wracać? Remontować? Sprzedać to mieszkanie? Po powodzi dostaniemy za nie grosze. Nikt nie jest w stanie nam powiedzieć, co będzie dalej, nie wiadomo co będzie z tą tamą, zbiornikami. Boimy się, że nas znowu zaleje. Człowiek nie wie, co ma zrobić. Kotłuje się nam w głowach multum myśli. Co zrobić? Czy damy radę? Mamy po 57 i 58 lat, człowiek chciałby stabilizacji, taką, jaką miał. Teraz czuje się jak przybłęda. Chcielibyśmy mieć własny kąt jak dawniej. Wrócić do jakiegokolwiek domu. Chciałoby się żyć, iść na zakupy, coś wyprać, ugotować obiad, tak jak było to przed powodzią – mówi pełna smutku.
Miesiąc po powodzi byliśmy na miejscu kataklizmu. “Gdyby nie oni, wielu wylądowałoby w psychiatryku”