Poradz. Zaginięcie Beaty Klimek. “Ona miała plany”
W poniedziałek 7 października br. około godziny 7:00 pani Beata odprowadziła trójkę swoich dzieci na przystanek autobusowy, skąd rodzeństwo pojechało do szkoły. Sama miała udać się do pracy na godz. 8:00. Z ustaleń “Faktu wynika, że kobieta pracowała w jednym z banków, gdzie zajmowała się utrzymaniem czystości. Placówka znajduje się w odległości około 7 km od miejsca zamieszkania kobiety.
Pani Beata do pracy jednak nie dotarła. Szefowa zaniepokojona nieobecnością 47-latki w pracy próbowała się do niej dodzwonić. Połączenie nie zostało odebrane, ale był sygnał łączenia. Po godz. 8.40 telefon kobiety był już nieaktywny.
Zaginiona do pracy dojeżdżała swoim samochodem, jednak tego dnia auto pozostało pod jej domem. Nie znaleziono też jej torebki, ani telefonu. Kobieta dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
Poradz. Zaginięcie Beaty Klimek. “Ona miała plany”
Bliscy pani Beaty, podobnie jak mieszkańcy wsi Poradz nie wierzą, że 47-latka mogła dobrowolnie zniknąć i zostawić ukochane dzieci — 8-letnią córeczkę i dwóch synków w wieku 9 i 12 lat.
— Ona miała plany. Na lodówce kartki były porozwieszane z zapiskami, co ma załatwić. Do syna mówiła, że spotkają się na meczu. Człowiek tak po prostu nie znika. To jest bardzo dziwne. Zostawić trójkę dzieci? Przecież te dzieci były adoptowane. I oni je adoptowali nie jako rodzina zastępcza, bo pojawiły się plotki, że połasili się na pieniądze, tylko normalnie adoptowali je jako rodzice — mówi w rozmowie z “Faktem” pani Katarzyna, mieszkanka wsi Poradz.
Kobieta jest przekonana, że pani Beata ani nie uciekła, ani nie odebrała sobie życia.
— Te wersje wykluczam, bo ona strasznie kochała te dzieci. Strasznie. Ona się nad nimi trzęsła jak kwoka. To jak mogłaby je zostawić? Nikt nie wie, co się stało. Wiedzą chyba tylko mieszkańcy tego domu, w którym mieszkała Beata. Bo przecież do domu weszła, samochód został przed domem. A mąż twierdzi, że nie widział. Teściowa mówi, że też nie widziała. Jak to możliwe? Musiała przecież wejść na podwórko. I co? Weszła i nie wyszła? I nikt nic nie widział? — zastanawia się pani Katarzyna.
“Będę walczył o dzieci”
Jak ustalił “Fakt”, pani Beata mieszkała razem ze swoimi teściami w dwupiętrowym budynku. Była w trakcie rozwodu z mężem. Wkrótce miała odbyć się rozprawa. Para rozstała się po 26 latach małżeństwa. Mężczyzna związał się z inna kobietą i ponad rok temu wyprowadził się do pobliskiego miasta Łobez, gdzie wynajmował mieszkanie. W rozmowie z “Faktem” zapewniał, że ze zniknięciem żony nie ma nic wspólnego.
— Stałem za bramą, widziałem jak wychodzili. Poszli i potem już ich nie widziałem. Prawdopodobnie tutaj wróciła, ale ja tego nie widziałem, bo z tyłu domu mam całe sprzątanie, drzewo tnę. Co się mogło stać? Nie wiem. Rozkładam ręce, bo nie wiem. Ja jej później nie widziałem. Tu dziewczyny mówią, że kogoś miała, potem się tego wypierają. Dzieci też mówią, że na Łobzie prawdopodobnie kogoś miała. Zostawiała ich na boisku, jak grali w piłkę i gdzieś jechała, a po jakimś czasie wracała — mówi mąż zaginionej.
Co powiedziałby żonie, gdyby wróciła? — Zapytałbym ją, dlaczego to zrobiła? Żona mi się odgrażała. Mówiła: ty jeszcze zobaczysz. Najgorzej boli mnie to, że ukradli mi dzieci. Będę walczył o nie. Nie odpuszczę, bo to są moje dzieci i kocham je całym sercem — zapewnia Jan Klimek.
Czy policja ma wobec mężczyzny jakiekolwiek podejrzenia?
— Ciężko jest tu mówić o jakichś podejrzeniach. Żeby kogoś zatrzymać, to trzeba mieć ku temu podstawy, jakieś przesłanki. Jeżeli wobec męża pani Beaty nie ma żadnych przesłanek do zatrzymania, to nie możemy tego zrobić. Weryfikujemy wszystkie informacje, które do nas docierają. Mężczyzna współpracuje z policją — przekazał w rozmowie z “Faktem” st. sierż. Szymon Martula, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Łobzie.
Zaginięcie Beaty Klimek. Rodzina ma straszne podejrzenia
Bliscy pani Beaty nie wierzą, że mogła dobrowolnie zniknąć i zostawić ukochane dzieci — 8-letnią córeczkę i dwóch synków w wieku 9 i 12 lat. Teraz całą trójką zajmuje się siostra zaginionej kobiety. Rodzina obawia się, że pani Beacie przydarzyło się coś złego.
— Nie wierzymy w to, że mogłaby zostawić trójkę swoich dzieci i uciec, tylko ona się nimi zajmowała i była z nimi bardzo blisko. Miała napiętą sytuację w rodzinie, jest w trakcie rozwodu z mężem. Wszystko wydaje się dość dziwne. Podejrzewam, że w czasie, gdy wróciła do domu z przystanku autobusowego i zanim wyszła do pracy mogło stać się coś niedobrego… — mówi “Faktowi” siostrzenica pani Beaty.
Mąż zaginionej Beaty wyznaje: żona mi się odgrażała. Mówiła: ty jeszcze zobaczysz
Tajemnicze zaginięcie matki trójki dzieci. Śledczy mówią o dwóch wersjach. Ta druga budzi niepokój…