Policjanci uratowali matkę z dziećmi. “To dzięki ich odwadze dziś żyjemy”
Ola i Bartek codziennie dbają o to, by mieszkańcy mogli czuć się bezpiecznie i spać spokojnie. Walczą z bandziorami i są tam, gdzie ktoś potrzebuje ich pomocy. Tak było i w tym przypadku.
Był poniedziałek, 29 grudnia. Było chwilę po 13:00. W jednym z mieszkań doszło do pożaru. Duszący dym wypełnił kamienicę i odciął drogę ucieczki matce z dziećmi. Przerażona kobieta nie wiedziała, co ma robić. Zaczęła krzyczeć o pomoc. Jej wołanie usłyszeli stojący pod kamienicą policjanci, którzy natychmiast ruszyli na ratunek. Mały synek kobiety trafił do szpitala na obserwację.
Spała z synkiem, kiedy wybuchł pożar. Córka wszczęła alarm
Tego dnia pani Natalia ucięła sobie drzemkę ze swoim 2-miesięcznym synkiem Nikodemem. — Zanim położyłam się spać, wszystko było w porządku, nic się nie działo, nic nie zwróciło mojej uwagi — mówi pani Natalia. Kiedy kobieta zasnęła, w mieszkaniu na 2. piętrze wybuchł pożar. Ogień trawił lokal, a na klatce pojawił się gęsty, gryzący dym, który zaczął wchodzić do mieszkania. Swąd poczuła córka i natychmiast wszczęła alarm.
— Córka mnie obudziła i mówi, że jest pełno dymu. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do drzwi. Jak je otworzyłam, nic nie było widać. Chciałam uciekać z dziećmi, ale się nie dało. Byłam przerażona — opowiada reporterowi “Faktu” kobieta.
Pani Natalia wzięła 2-miesięcznego synka na ręce. Poczuła bezsilność. Zaczęła płakać. Płakały też będące pod jej opieką dwie dziewczynki: jej 12-letnia córka Maja oraz jej koleżanka. Były przerażone.
Usłyszeli przez radio i ruszyli na ratunek
— Patrolowaliśmy ulice i usłyszeliśmy na radiostacji, że na ulicy Wileńskiej pali się mieszkanie w kamienicy. A że byliśmy blisko, to postanowiliśmy tam podjechać — mówi Ola. Funkcjonariusze byli na miejscu jako pierwsi. Kiedy zatrzymali się przed budynkiem, wybiegł do nich mężczyzna.
— Pojawił się pan, który powiedział, że pali się mieszkanie i zaczął biec w kierunku pożaru. Pobiegliśmy za nim — relacjonuje Bartek. Nagle w oknie pojawiła się pani Natalia i zaczęła krzyczeć: “Ratunku, pomocy, ja mam malutkie dziecko!”
Bohaterska akcja mundurowych. “Tam było ciemno”
Przed kamienicą było zamieszanie, ale nikt nie miał na tyle odwagi, żeby wejść do środka i pomóc zrozpaczonej matce z dziećmi. Dopiero policjanci, widząc kobietę, bez żadnych zabezpieczeń wbiegli do zadymionego budynku, narażając swoje życie. — Zapłakana kobieta krzyczała, że ma małe dziecko i że nie ma jak wyjść. Nie mogliśmy pozwolić na to, żeby coś im się stało. Wbiegliśmy do budynku i zaczęliśmy krzyczeć, że się pali. Pukaliśmy do drzwi, by ludzie wychodzili. Nie było nic widać, a im wyżej wychodziliśmy, tym było gorzej. Przez otwarte okna nabieraliśmy powietrza, żeby dotrzeć do kobiety z dziećmi — relacjonują policjanci. Kiedy otworzyli drzwi od jej mieszkania, pani Natalia była już przygotowana.
— Stała spanikowana z synkiem na rękach. Powiedzieliśmy, żeby szli za nami, ale ona była przerażona. Chciałam wziąć od niej dziecko, ale powiedziała, że sama z nim wyjdzie. Wzięłam tę mniejszą dziewczynkę za rękę i zaczęłam z nią schodzić. Za nami szła kolejna dziewczyna z psem, a potem mama z małym dzieckiem. Na końcu za wszystkimi szedł Bartek, który dbał o to, by nikt się nie zgubił i nie potknął, bo tam było ciemno, a na schodach leżały węże strażackie — tłumaczy Ola, policjantka.
Kiedy wszyscy schodzili razem z 5. piętra, strażacy gasili już mieszkanie i oddymiali kamienicę.
Mały Nikodem w szpitalu. Pani Natalia dziękuje za pomoc. “Najważniejsze, że żyjemy”
Po opuszczeniu kamienicy wszyscy zostali oddani w ręce ratowników z pogotowia. Malutki Nikodem dostał tlen w karetce i trafił do szpitala na obserwację, ponieważ było podejrzenie, że mógł się podtruć dymem.
Reporter “Faktu” odwiedził panią Natalię w szpitalu. Jego mama nadal nie może dojść do siebie po tym, co się stało i martwi się o synka. — Nikodem ma szybki oddech. Lekarz powiedział, że jeszcze chce go obserwować. Wczoraj był pod tlenem. Może w środę wyjdziemy. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Najważniejsze, że żyjemy. Gdyby nie ta para policjantów, to nie wiem, jakby się to potoczyło — mówi wzruszona pani Natalia. Uważa, że za taką postawę powinna być pochwała i awans. — Dzięki tym odważnym ludziom żyjemy — powtarza.
Leżał na środku nieoświetlonej ulicy. Policjant z Warszawy uratował mu życie
Pojechali do domowej awantury. Tego się nie spodziewali. “Nie mogliśmy go zostawić samego”
/11
Damian Ryndak / Fakt.pl
Pani Natalia dziękuje policjantom za uratowanie jej i dzieci.
/11
Damian Ryndak / Fakt.pl
Pani Natalia nie opuszcza synka na krok.








