Policjanci nie mogli strzelać do złodzieja
Zaczęło się od zgłoszenia właściciela skradzionego lexusa, który namierzył pojazd przez GPS i powiadomił służby. Policjanci zablokowali parking oraz drogę ucieczki, lecz kierowca – zamiast grzecznie się poddać – ruszył z impetem. Rozpychał się, uderzając w ścianę sklepu i taranując radiowozy. Mundurowi za wszelką cenę próbowali go powstrzymać. Użyli gazu, wybili szyby. W końcu padły strzały. Jeden z rykoszetów trafił funkcjonariusza w łydkę. Mimo przestrzelonych opon samochód kontynuował ucieczkę, aż w końcu wpadł do rzeki. W pojeździe znajdowała się również 26-letnia kobieta, którą zatrzymano do przesłuchania.
Prokuratura bada… obie strony
Za kierownicą siedział 34-letni mieszkaniec Wałbrzycha, poszukiwany przez sąd i wcześniej karany. Prokuratura wszczęła dwa śledztwa: jedno dotyczące czynnej napaści na funkcjonariuszy, drugie: możliwego przekroczenia uprawnień przez samych policjantów.
“W Polsce nie wolno strzelać do złodziei” – mówi ekspert
Czy funkcjonariusze postąpili właściwie? O opinię poprosiliśmy byłego negocjatora policyjnego, Dariusza Lorantego. Jego komentarz nie zostawia złudzeń.
– Ludzie nie mają świadomości. Myślą, że policjant może strzelać do uciekającego kiedy tylko chce – mówi Dariusz Loranty. – A prawda jest taka, że wolno mu to zrobić tylko wtedy, gdy ucieczka zagraża bezpośrednio czyjemuś życiu. W Polsce nie wolno strzelać do złodziei. Nawet jeśli taranuje radiowóz. To nie jest scena z amerykańskiego filmu, gdzie funkcjonariusz wali z pistoletu w auto i zostaje bohaterem. U nas każdy strzał to potencjalny zarzut. Takie mamy prawo.
Gaz, rykoszet i niebezpieczne decyzje
Według eksperta działania funkcjonariuszy były w ogólnym zarysie zgodne z procedurą. Blokada drogi, wezwania słowne, użycie gazu – to wszystko było etapem eskalacji, jak przewiduje ustawa o środkach przymusu bezpośredniego. Problemem są jednak pewne detale.
– Dwóch policjantów wkłada gaz do kabiny auta. Błąd. Nie wolno używać gazu w zamkniętych przestrzeniach. I nie wolno wkładać ręki z bronią do środka – ostrzega Loranty. – Gdyby kierowca ruszył, mógłby wytrącić pistolet i użyć go przeciwko funkcjonariuszom.
Ekspert ostrzega również przed zagrożeniem, jakie niosą rykoszety – nie tylko dla policjantów, ale i postronnych cywilów. – Na nagraniu widać, jak do funkcjonariuszy podchodzi przypadkowy mężczyzna. Gdyby to on został trafiony rykoszetem, nie byłoby żadnej dyskusji. Funkcjonariusze, szczególnie ten kierujący akcją, ponieśliby poważne konsekwencje. W takiej sytuacji nie ma przeproś, nie ma opcji, żeby nie poleciały głowy – mówi Loranty.
Doświadczenie kontra adrenalina
Policjanci, jak zauważa były negocjator, byli młodzi, działali dynamicznie, może zbyt odważnie, ale nie złamali zasad w sposób rażący.
– Doświadczeni funkcjonariusze mogliby pozwolić podejrzanemu uciec. Oddanie strzału, który zrani, to w Polsce większy problem niż ucieczka podejrzanego – ocenia Loranty. – Społeczeństwo oczekuje od policji supermocy, ale funkcjonariusz nie może działać jak bohater z kina akcji. Musi działać zgodnie z literą prawa. I często to właśnie prawo trzyma mu rękę na spuście.
/5
@jciesz/X / Fakt.pl
Policjanci próbują zatrzymać kierowcę skradzionego lexusa. Akcja rozgrywa się tuż przed wejściem do Biedronki w Bolkowie.
/5
– / Fakt.pl
Dariusz Loranty, były policjant i negocjator, komentuje interwencję: “To nie Hollywood – tu każdy strzał może skończyć się aktem oskarżenia”.