mieszkańcy opowiadają o koszmarze czwartkowej nocy
Pożar wybuchł około godz. 19.30. W jednym ze skrzydeł, trzech połączonych ze sobą w literę “U” budynków, lokatorzy z naprzeciwka zobaczyli dym. Natychmiast wezwali straż pożarną.
Dramatyczne relacje mieszkańców spalonego bloku w Ząbkach pod Warszawą
— Pożar zaczął się od dachu. Ogień bardzo się szybko rozprzestrzenił. Błyskawicznie przenosił się dalej. Mimo, że strażacy przyjechali szybko niewiele mogli zrobić. My ewakuowaliśmy się praktycznie sami. Pomagaliśmy sobie wzajemnie. Ja biegałem po bloku i waliłem w drzwi sąsiadów, krzycząc żeby opuszczali mieszkania — wspomina w rozmowie z reporterem “Faktu” pan Michał.
— Moje mieszkanie nie zostało spalone. Ale jest całkowicie zalane wodą. Mam nadzieję, że niedługo będzie można wejść na 10-15 minut do domu, żeby w obecności strażaków zabrać swoje najpotrzebniejsze rzeczy, dokumenty, cokolwiek. Ale kiedy to nastąpi, nie wiem — dodaje mężczyzna.
Większość mieszkańców spalonego bloku jest przygnieciona nocnym dramatem. Szczególnie lokatorzy ostatnich pięter. Oni nie mają do czego wracać. Stracili wszystko, dach nad głową, ubrania, rzeczy osobiste. A ci, którzy nie mieli ubezpieczenia, zostali z niczym. Pozostali nie mają wcale dużo lepiej. Te mieszkania, których nie zdążył strawić pożar, zostały kompletnie zalane podczas akcji gaśniczej. Straty są gigantyczne.
— Straszne to jest. Bardzo mi tych ludzi żal. Boże, jak oni to muszą przeżywać. Ja do pierwszej w nocy nie mogłam spać, oglądałam wszystko w telewizji. Dzisiaj przyszłam, tu na miejsce zobaczyć jak to wygląda. Przerażające. Życie jest okrutne. Jak tu dalej żyć? — zastanawiała się pani Irena z Ząbek.
Przez cały piątek 4 lipca na pogorzelisku w Ząbkach pracowali strażacy.
— Od około godz. 6.00 na miejscu pracuje ciągle 40 strażaków. Ich zadaniem jest likwidacja ukrytych zarzewi ognia. Na szczęście zagrożenia, żeby się pożar rozprzestrzeniał na sąsiednie budynki, już nie ma. Potem planujemy przeszukiwanie wszystkich mieszkań, żeby upewnić się, czy tam wewnątrz nikt nie został. Co było przyczyną pożaru na tę chwilę nie wiadomo. Jeszcze zdecydowanie za wcześnie na tego typu informacje. Ustaleniem wszystkich okoliczności zajmie się policja, prokurator. Te czynności mogą trwać kilka tygodni — mówi reporterowi “Faktu” Jan Sobków ze straży pożarnej.