Martwy 16-latek na plaży w Niechorzu. Ratownik: czegoś takiego nie widziałem
Tragedia nad Bałtykiem poruszyła całą Polskę. Dwaj bracia weszli do wody w Dziwnówku, mimo obowiązującego zakazu kąpieli. Z wody wydostał się tylko jeden. Ciało drugiego – 16-letniego Marcela – morze oddało dopiero następnego dnia, na plaży w Niechorzu. Jak to możliwe, że przebyło aż 20 km w tak krótkim czasie? O kulisach dramatycznej akcji mówi w rozmowie z “Faktem” Filip Orłowski, kierownik podmiotu ratownictwa wodnego, zabezpieczającego kąpieliska w tej części wybrzeża.
Tragedia w Niechorzu. “Zgłoszenie przyszło po 20. Na miejscu byli już ochotnicy”
We wtorek, 29 lipca, wieczorem ratownicy z Niechorza otrzymali zgłoszenie od Centrum Koordynacji Ratownictwa Wodnego o porzuconych rzeczach na plaży. Miejsce wskazano na wschód od latarni morskiej w Niechorzu. Zespół ratowników natychmiast udał się na miejsce.
– Na miejscu byli już ochotnicy z OSP. To oni jako pierwsi potwierdzili, że w wodzie znaleziono ciało chłopaka – relacjonuje Filip Orłowski.
Jak podaje policja w Kamieniu Pomorskim, ciało należało do 16-letniego Marcela, który zaginął dzień wcześniej w Dziwnówku. Potwierdzenia tożsamości dokonali opiekunowie nastolatka, którzy przyjechali z Wielkopolski.
Wszedł do wody w Dziwnówku. Morze oddało ciało Marcela 20 km dalej
Jak to możliwe, że ciało nastolatka przemieściło się tak daleko w tak krótkim czasie?
— Tego się nikt nie spodziewał. Mamy do czynienia z wyjątkowo silnym prądem przybrzeżnym. W tym rejonie wybrzeża, zwłaszcza w okolicach Niechorza, prądy osiągają największą siłę — wyjaśnia Orłowski. — Rano jeszcze trenowaliśmy podejścia do falochronu. Prądy ciągnęły tak mocno na wschód, że asekuracja była konieczna nawet dla doświadczonych ratowników.
Zjawisko, o którym mówi Orłowski, to tzw. prąd wsteczny, który pojawia się najczęściej przy silnych wiatrach i wzburzonym morzu. Jak zauważają hydrolodzy, prądy te mogą osiągać prędkość nawet do 2,5 m na sekundę, co pozwala wodzie – a wraz z nią dryfującym obiektom – pokonać dystans 20 km w ciągu kilku godzin.
Ratownicy: takiego zdarzenia jeszcze nie mieliśmy
Dla doświadczonego ratownika – a za takiego uchodzi Filip Orłowski, który pracę na plaży rozpoczął jeszcze w latach 90. – to sytuacja bez precedensu.
— Od 1996 r. pracowałem na różnych odcinkach wybrzeża – Łeba, Ustka, Hel – ale z takim przypadkiem się jeszcze nie spotkałem. Przemieszczenie ciała na taką odległość w tak krótkim czasie to coś, co zdarza się naprawdę rzadko — podkreśla.
Jak dodaje, spodziewał się, że ciało może wypłynąć w okolicach Pobierowa – nie dalej. Tymczasem morze wyrzuciło je aż w Niechorzu.
“Nie było reguły. Ale i tak nas zaskoczyło”
W rozmowie Przemysławem Gryniem Orłowski przyznaje, że nie da się z góry przewidzieć, gdzie nurt poniesie ciało. — Wszystko zależy od okoliczności zdarzenia. Gdy fale są wysokie, a prąd silny, możliwe jest naprawdę szybkie przemieszczenie — mówi.
Podkreśla, że na tak szybkie przeniesienie ciała wpływ miała wyjątkowa kombinacja warunków pogodowych: sztormowy dzień, silny wiatr i lokalna topografia dna morskiego.
Do zdarzenia doszło poza wyznaczonym kąpieliskiem, przy wysokiej fali i obowiązującym zakazie kąpieli. — Ratownicy kończą pracę o godzinie 18. Po tym czasie kąpiel odbywa się na własne ryzyko — przypomina Orłowski.
Chłopcy weszli do wody po tej godzinie. Patrykowi udało się wydostać, ale Marcel został porwany przez fale. Akcja ratunkowa nie przyniosła efektu, a poszukiwania trwały do wieczora następnego dnia.