Marcin nie żyje po ataku w lesie. Przerażające ustalenia śledczych
Niedziela, 12 października. Parking przy MOP Racula, kilka kilometrów od Zielonej Góry. Na placu stoją tiry, silniki stygną. Kierowcy mają obowiązkowe pauzy — jedni piją kawę, inni scrollują telefon. Pan Marcin postanowił wykorzystać kilkadziesiąt minut na krótki wypad do lasu. Koszyk, kalosze, znajoma ścieżka między sosnami. Z takiej pauzy zwykle wraca się z podgrzybkami. On nie wrócił.
Śmierć w lesie po ataku psów. Pan Marcin nie żyje
Z relacji śledczych wynika, że 46-letni kierowca został zaatakowany przez trzy duże psy. Zdołał jeszcze wezwać pomoc, ale obrażenia były potworne. Lekarze walczyli o życie, amputowali obie nogi. Mimo tego mężczyzna zmarł.
W okolicy zawrzało. W sieci pojawiły się dziesiątki wpisów: że te same psy miały już wcześniej “rządzić” na okolicznych drogach i polanach; że należą do 53-letniego byłego policjanta, który w pobliżu prowadzi strzelnicę. Według tych relacji tym razem zwierzęta miały wydostać się z terenu posesji. Śledczy studzą emocje i proszą o cierpliwość — każdą informację weryfikują.
— Zwierzęta wydostały się poza teren ogrodzenia i zaatakowały przechodzącego w pobliżu 46-letniego mężczyznę. Pokrzywdzony doznał co najmniej 53 ran szarpanych i gryzionych. Ciało zabezpieczono do sekcji zwłok, której wyniki pozwolą na dokładne ustalenie mechanizmu powstania ran i przyczyn zgonu — mówi prok. Ewa Antonowicz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Prokuratura zleciła biegłym badania, które mają odpowiedzieć na najważniejsze pytania: jaka była rasa i kondycja zwierząt, w jakich warunkach były utrzymywane, czy wcześniejsze zabezpieczenia ogrodzenia spełniały standardy. Psy trafiły do domu tymczasowego — do czasu zakończenia czynności.
— Ujawniliśmy również inne przypadki niewłaściwego zabezpieczenia zwierząt należących do tego 53-letniego właściciela psów — dodała prokuratura.
Nowe ustalenia po śmierci grzybiarza. Psy były tresowane?
Sekcja zwłok ma dać odpowiedź na pytanie o bezpośrednią przyczynę śmierci pana Marcina, a opinie biegłych — czy i w jaki sposób można było zapobiec tragedii. W lesie przy MOP-ie wciąż widać ślady po policyjnych taśmach.
Radio Eska ustaliło, że do tej pory właściciel psów nie usłyszał żadnych zarzutów. Rozgłośnia zdobyła także nowe informacje z prokuratury dotyczące zwierząt. Okazuje się, psy miały być poddawane tresurze. — Natomiast kwestia, w jaki sposób i w jakim celu ta tresura była, to również będzie przedmiotem postępowania — powiedziała rzecznika Ewa Antonowicz.
Czytaj także:
Tak prawniczka miała oszukiwać swoich klientów. Skandal to mało powiedziane
Zabójstwo w popularnym kurorcie. Turysta nie miał szans. Zaczęło się od błahej sprzeczki
Źródło: Fakt.pl / Radio Eska
/3
facebook / 123RF
Marcin nie żyje po ataku w lesie. Przerażające ustalenia śledczych
/3
NewsLubuski / East News
Marcin nie żyje po ataku w lesie. Przerażające ustalenia śledczych