Maja i Magda wygrały walkę z kilogramami. “Kobiety same szukają sobie wymówek”
— Moja historia to nie jest historia grubego dziecka, które od małego było otyłe. Ja byłam przede wszystkim gruba w swojej głowie. Byłam otoczona osobami, które cały czas bardzo dużą uwagę poświęcały swojemu wyglądowi i wiecznie się odchudzały. Temat diety, odżywiania, wagi, otyłości był na porządku dziennym. I ja jako mała dziewczynka to chłonęłam. Waga od małego była dla mnie niesamowicie ważna, była dla mnie wyznacznikiem mojej wartości. W końcu doszło do tego, że coś, czego tak bardzo chciałam uniknąć i z czym tak bardzo chciałam walczyć, stało się moim realnym problemem — mówi “Faktowi” 31-letnia Maja.
Czytaj także: Operacje, zastrzyki, diety. Dramatyczna walka Melanie z otyłością. Chce być zdrowa za wszelką cenę
Od lat odchudzały się bez skutku. Dieta 1200 kcal i głodówki doprowadziły je do otyłości
— Ja z kolei miałam problem z wagą od dziecka. Od dziecka miałam tendencję do tycia i byłam większa. A warunki w mojej rodzinie też sprzyjały tyciu, bo rodzice dobrze nas karmili, jak obiady — to zawsze z dwóch dań. Było też takie ignorowanie problemu. Dziadek z babcią mówili, że mam grube kości, wszyscy uspokajali, że to zdrowo, że wyrosnę z wiekiem, że to minie. W szkole dzieci były okrutne, więc od zawsze miałam przez swoją wagę trudne momenty. Natomiast poważny problem zaczął się w okresie dojrzewania. Wtedy po raz pierwszy postanowiłam się odchudzać — mówi 37-letnia Magdalena Dzika.
Początki odchudzania się u obu kobiet były takie same — katorżnicza dieta 1200 kcal, głodówki, liczenie każdej kalorii.
— Ale to nigdzie nie prowadziło. Jednego dnia stosowałam drakońskie głodówki, następnego rzucałam się na jedzenie. To było jak rollercoaster. W krótkim czasie ładnie chudłam, a potem odbijałam to z nawiązką. Jedzenie traktowałam z jednej strony jak swojego pocieszyciela, nagrodę, a z drugiej jak największego wroga — mówi Maja.
Depresja, zaburzenia odżywiania, utracona ciąża. Walka o sylwetkę była długa i bolesna
— Jak miałam dwadzieścia parę lat to mocno się zawzięłam. Na początku szło super, znowu było maksymalne ucinanie kalorii. Ale między zdrowym odchudzaniem, a tym wariackim, niezdrowym, jest cienka granica. Bo jak te kilogramy lecą w dół, to bardzo łatwo można się wpędzić w zaburzenia odżywiania. I to mnie spotkało. Można powiedzieć, że to już były początki anoreksji. Myślałam o jedzeniu jak o czymś złym, zastanawiałam się, po co ludzie w ogóle jedzą? Fajnie wtedy schudłam, ale nie miałam energii, sił do życia, siadała mi psychika. W międzyczasie zaszłam w ciążę i tę ciążę straciłam przez stan mojego organizmu. Pojawiły się wyrzuty sumienia, walka z depresją. Podjęłam decyzję, że już nigdy w życiu nie będę się odchudzać, bo za dużo przez to straciłam — wspomina Magda.
Z depresją zmagała się też Maja. Prawie trzy lata temu miała nawrót choroby, wróciła na terapię. I to w gabinecie psychoterapeuty usłyszała coś, co zmieniło jej nastawienie.
— Usłyszałam, że to nie jest zwykłe zajadanie emocji, tylko kompulsywne objadanie się, zaburzenie odżywiania. Wtedy mnie to bardzo dotknęło. Zaczęłam interesować się zdrowym odżywianiem i okazało się, że to nie jest tylko plaster szynki i liść sałaty skropiony cytryną. Że “normalni” ludzie jedzą normalnie, tylko nie nadają temu tyle emocji, co ja. Zaczęłam się zastanawiać: a co, jeśli ja nie potrzebuję jedzenia w tym momencie, tylko czegoś innego? Odpoczynku, rozmowy, pójścia na spacer, żeby te emocje trochę zeszły. I okazało się, że to faktycznie działa — to zajęcie się sobą od strony wewnętrznej. Według mnie nie bez powodu mówi się o tym, że otyłość to nie jest tylko choroba ciała, ale też duszy. Ważne jest powiedzenie sobie: ej, bez względu na to, ile w danym momencie ważysz i jak wyglądasz, jesteś tak samo wartościową osobą — podkreśla Maja.
Gdy waga wskazywała ponad 100 kg, Maja i Magda powiedziały dość
Nie wie, ile ważyła najwięcej. — Jestem przekonana, że to było grubo ponad 100 kg, może nawet 120. Ale nie wiem, bo w pewnym momencie przestałam się ważyć ze strachu — mówi.
Magda kulminacyjną wagę 108 kg osiągnęła po drugiej ciąży, tym razem zdrowej, szczęśliwie donoszonej.
— Wszyscy się bali, żebym znowu nie zaczęła się katować dietami, więc było dokarmianie i pilnowanie. I kilogramy przychodziły. Nie pomagało karmienie piersią, siedziałam w domu i tyłam. Dwa lata po ciąży waga wskazywała 108 kg, to był punkt kulminacyjny. Pojawiły się znowu stany lękowe, depresyjne. Ja siebie bardzo nie lubiłam. Totalnie się zaniedbałam, skupiłam się na dziecku i partnerze, odsunęłam siebie totalnie. Ale w końcu to ciało gdzieś zaczęło wołać o pomoc. Czułam się źle, czułam, że znowu muszę coś zrobić. Tylko nie wiedziałam jak. Nie chciałam, żeby rodzina dowiedziała się, że się odchudzam. Pracowałam wtedy w takim sanatorium dla dzieci z otyłością u nas w Kudowie. Zaczęłam od podglądania menu, żeby zobaczyć, jak te dzieciaki jedzą. I tak stopniowo, po cichu, nie mówiąc nikomu, wprowadzałam zdrowsze odżywianie. W międzyczasie bardzo dużo zaczęłam się edukować na temat zdrowia. Podjęłam decyzję, że ten ostatni raz spróbuję, ale już mądrzej, prawidłowo, tak jak się powinno — wspomina.
“Byłam samotną matką pracującą na etacie. Kobiety często same szukają sobie wymówek”
W ciągu 1,5 roku Magda schudła 50 kg. Swoją wagę — 58 kg — utrzymuje na stałym poziomie od 7-8 lat. W procesie odchudzania najważniejsze dla niej było, żeby każdego dnia zjadać 3-4 posiłki, pilnować okna żywieniowego, suplementacji, mieć dużo ruchu. Nie było łatwo.
— Byłam wtedy, można powiedzieć, samotną matką, bo partner był wtedy za granicą. Pracowałam na etacie, byłam sama z dzieckiem. To też jest dowód na to, że kobiety często same szukają sobie wymówek. Ale trzeba znaleźć te 20 minut, pół godziny dla siebie. To jest kwestia organizacji, doba każdego z nas ma 24 godziny. Ale najważniejsze to jest po prostu uwierzyć w to, że się da. Tylko trzeba do tego podejść mądrze. Odchudzałam się, mając Hashimoto (przewlekłe autoimmunologiczne zapalenie tarczycy, przyp. red.), insulinooporność, po drodze wyszło jeszcze wiele problemów zdrowotnych, do których pewnie sama się doprowadziłam. Zrobił się efekt kuli śniegowej w organizmie, który trzeba było odwrócić. Bardzo dużo się edukowałam, bo nie chciałam popełniać błędów i to odchudzanie z czasem przerodziło się w moją pasję, a teraz już też w sposób na życie, bo pomagam i motywuję też inne osoby — mówi Magda.
Maja pożegnała otyłość, zostało wyjście z nadwagi
Maja zrzuciła do tej pory ponad 30 kg. Jak mówi, to jeszcze nie jest koniec jej drogi. — Obecnie ważę ok. 67 kg i cały czas jestem w procesie redukcji wagi. Otyłość już na szczęście pożegnałam, zostało mi już tylko wyjście z nadwagi i utrzymanie tego, co wypracowałam przez lata — mówi i dodaje, że to nie jest pierwszy raz w jej życiu, kiedy tak mocno schudła, ale pierwszy, kiedy zrobiła to w sposób świadomy. Nie ma konkretnej wagi, do której dąży. Najważniejsze jest dla niej wyjście z nadwagi. — A potem się zobaczy — kwituje.
Obie kobiety podkreślają, że proces odchudzania trzeba rozpocząć od głowy, od poukładania sobie swojej relacji z jedzeniem, znalezienia trwałej motywacji.
Najważniejsze to zacząć od głowy
— Obecnie liczę kalorie, bo wciąż jestem w procesie redukcji. Ale nie było tak od początku. Najpierw musiałam sobie poukładać w głowie to, skąd bierze się kompulsywne objadanie, co chcę osiągnąć i dopiero, gdy poczułam się z tym komfortowo, zaczęłam patrzeć na liczby. Jestem przekonana, że gdybym kolejny raz zaczęła odchudzanie od liczenia kalorii, skończyłoby się tak jak zawsze — obsesyjnym głodzeniem się, a potem przybraniem na wadze — zauważa Maja.
— Co bym mogła doradzić osobom na początku swojej drogi z odchudzaniem? Przede wszystkim zaczynamy od głowy. Trzeba się nastawić pozytywnie do tych zmian, nie traktować tego jako karę czy rezygnację z czegoś. Nie robimy sobie wymówek. Trzeba znaleźć ten czas dla siebie i być takimi trochę małymi egoistami. Najważniejsze to nie podjadać między posiłkami, pilnować snu, nawadniać się. To są bardzo proste zmiany, które dają duże efekty. Jeśli mamy ochotę na coś słodkiego, to zjedzmy, czemu nie, ale starajmy się to robić okołoposiłkowo, jako deser, a nie między posiłkami, żeby nie było takiego wyrzutu glukozy. To jest absolutny must have, który pomaga — wylicza Magda.








