Ksiądz szukał rozkoszy na portalach randkowych. Wytropili go parafianie
Spokojna wieś Łubowice leży niedaleko Raciborza w woj. śląskim. To tu parafię objął ks. Andrzej S. (52 l.). Proboszcz cieszył się dobrą opinią do czasu aż wyciekły zdjęcia z portalu randkowego. Niektóre z nich były prowokacyjne, wręcz lubieżne. Sugerowały preferencje duchownego. Zostały znalezione przez miejscową młodzież jakieś trzy tygodnie temu.
— To było, jak grom z jasnego nieba. Nikt na początku nie wierzył, że to nasz ksiądz Andrzej, ale po szczegółach na zdjęciach go rozpoznano — mówi parafianin, którego spotykamy pod kościołem Narodzenia NMP w Łubowicach. — Po tatuażach go rozpoznali i zegarku. Jak w sutannie na mszy chodził, to myśmy tych tatuaży nie widzieliśmy. Ale nasz proboszcz często na siłownię chadzał. Tam już szaty liturgiczne ściągać musiał. Tatuaże były charakterystyczne, na rękach je miał. No i ten zegarek też rzucał się w oczy.
— Nie tylko te szczegóły zaważyły, żeśmy naszego duchownego rozpoznali — dodaje starszy mężczyzna, który dołączył do rozmowy. — Jeszcze pstrykał sobie te wyuzdane fotki na plebanii. Rozpoznaliśmy charakterystyczne szczegóły. Wieś mała, kościół każdy zna w szczegółach. Nie było to pod ołtarzem, ale w jego włościach parafialnych. Jak on się Boga nie bał, żeby na golasa prężyć się w takich pozach! — oburza się nasz rozmówca.
Wyuzdane fotki rozeszły się po wsi w mgnieniu oka
Zdjęcia pokazywały wszystko czarno na białym. Zdjęcia trafiły w do rady parafialnej, a ta oburzona zadała księdzu pytania. Proboszcz Andrzej S. najpierw wszystkiemu zaprzeczył.
— Ja to księdza naszego poznałam na tych fotkach randkowych po tym dresie, jak na siłowni ćwiczył. Wszyscy wiedzieli, że jeździ do Raciborza swoją “beemką”. “Kaloryfer” na brzuchu wyciska — mówi mieszkanka Łubowic. — Kto wie, czy go inni klienci tej siłowni nie rozpoznali po charakterystycznym ubraniu? No i tej brodzie — dodaje.
Ksiądz jasno określił swoje preferencje
Zdjęcia są mocne. Na wielu “Anderes” — bo taki nick duchowny z Łubowic przybrał na portalu randkowym — prezentuje swoje wyćwiczone ciało. W opisie czytamy, że jest koziorożcem, pije okazjonalnie, lubi papierosy. Preferuje biseksualność, grę wstępną i realne spotkania, najlepiej u kogoś, bo sam nie ma lokum. Jak pisze “lubi miłość klasyczną, francuską, spotkania niekoniecznie we dwoje”. Ceni sobie miłość bez zobowiązań, szuka osób do 50 lat i — co ważne — nie interesują go osoby, które mają “trochę kilogramów za dużo”.
— Cała nasza wieś jest na ustach Polski przez tego proboszcza — żalą się ludzie (którzy na wstępie zastrzegli anonimowość). — A taki skromny się wydawał. Był szefem Stowarzyszenia Błękitne Anioły w Łubowicach. Mieliśmy go za dobrego człowieka, rozliczał się na koniec roku ze wszystkich wydatków, kazania miał super, mszy nie przedłużał, a tu proszę: rozkoszy mu się zachciało! I to z kim! — oburzają się mieszkańcy.
Proboszcz najpierw zaprzeczył, a tydzień później przyznał się do grzechu. “Brody i charakterystycznych uszu już się nie wyparł”
Po wizycie rady parafialnej 19 stycznia br. proboszcz jeszcze nie potrafił zdobyć się na odwagę cywilną i przyznać się do wszystkiego. Na niedzielnej mszy najpierw wszystkiemu zaprzeczał. Z ambony mówił, że to nie on jest uwieczniony na zdjęciach. Nazwał to wówczas “żartem”. Ale parafianie nie dali się oszukać. Pokazali księdzu kolejne zdjęcia. — Co z tego, że komórką twarz zasłaniał. Po jego charakterystycznych uszach i brodzie wszyscy go rozpoznaliśmy. Chciał jeszcze zrzucić winę na kogoś innego, ale chyba zrozumiał, że już nic nie wskóra. Brody i charakterystycznych uszu już się nie wyparł.
W niedzielę 26 stycznia po mszy ksiądz kolejny raz przemówił do wiernych: — Jest mi niezmiernie wstyd. Przepraszam was, że zawiodłem wasze zaufanie. Zwłaszcza za to, że w ubiegłą niedzielę was okłamałem. Nie miałem też odwagi, żeby od razu powiedzieć prawdę i przyznać się — powiedział proboszcz z Łubowic, prosząc o przebaczenie i modlitwę.
Udał się na pokutę. “Miał odwagę przyznać się, że grzeszy”
Zapowiedział z ambony, że spakuje manatki i opuści parafię jeszcze tego samego dnia. Tak też zrobił. Oddał się w ręce biskupa. Mieszka teraz w jednym z domów diecezjalnych i pokutuje. Ponoć konto na portalu randkowym usunął.
Po tych słowach w parafianach coś się zmieniło. Zaczęli z większą wyrozumiałością patrzeć na słabości swego duszpasterza. Nagrali publiczne przyznanie się do winy. Przesyłają to sobie nawzajem wraz ze zdjęciami. Kościół, póki co, stoi pusty. Na msze i pogrzeby przyjeżdżają duchowni z innych parafii.
— Wstyd po nim pozostał we wsi. Szkoda nam też jego rodziców, zawsze w styczniu przyjeżdżali na jego urodziny. Jak oni to przeżyją? — zastanawiają się ludzie.
Są też tacy parafianie, którzy księdza chwalą: — Miał odwagę przyznać się, że grzeszy, nie każdy by tak potrafił publicznie, a on to zrobił. Jako proboszcz był dobry, nic mu nie można było zarzucić. Po godzinach jednak robił rzeczy, które księdzu nie przystoją — dodaje Józef Czogałła (68 l.), pracownik firmy pogrzebowej, która współpracowała z parafią.
Proboszcz szukał miłości na portalu randkowym? Skandal w parafii w Łubowicach
Proboszcz zniknął, bo jest chory. Parafianie nie ustają w modlitwie