Konie wygrywają z elektrycznymi busami do Morskiego Oka. Turyści już wybrali
Z danych przytaczanych przez “Gazetę Krakowską” wynika jasno: przez trzy dni majówki nowoczesnymi pojazdami przejechało zaledwie około 100 osób. Tymczasem fasiągi, jak szacuje Władysław Nowobilski ze Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka, mogły przewieźć nawet 1500 turystów dziennie. I chętnych było więcej. Tylko kolejka zniechęcała część do czekania. Reszta ruszała pieszo.
Nowe busy elektryczne, zakupione przez Tatrzański Park Narodowy dzięki środkom z Ministerstwa Klimatu i Środowiska, miały zrewolucjonizować podejście do turystyki w Tatrach. — To nie zwykła usługa przewozu, to edukacja przyrodnicza — przekonuje dyrektor TPN Szymon Ziobrowski. Ceny też edukacyjne: z Zakopanego na Włosienicę – 100 zł w górę, 90 zł w dół. Bilety w kasie są droższe o 10 zł.
Busy miały być hitem. Przegrały z dzwonkiem konia
Tyle że turyści edukować się nie chcą. Przynajmniej nie w klimatyzowanej kapsule. Chcą foci z koniem, przejażdżki z dzwoneczkami, góralskiego klimatu i lekkiego absurdu. Nawet jeśli zaprzęg kosztuje tyle samo, co elektryk. Wygrywa atmosfera, a raczej: tradycja.
— Nie było jakiegoś takiego gorączkowego poszukiwania tych elektrycznych busów — przyznaje prezes Nowobilski. I nie kryje satysfakcji: górale, którzy bali się konkurencji, teraz wiedzą, że ich wozy to nie przeżytek, a wciąż towar luksusowy.
Rewolucja odłożona. Trzeba poprawić wszystko
TPN uspokaja. Mówi o pierwszym etapie, o konieczności korekt, o technicznym sukcesie (bo busy dojechały, nie rozładowały się i nie wypadły z trasy). Ale jak przyznał Ziobrowski w rozmowie z “Gazetą Krakowską”, rozkład jazdy, ceny i sposób obsługi trzeba poprawić.
Na razie jednak w Zakopanem wiadomo jedno: konny zaprzęg z dzwonkiem wygrywa z elektryczną rewolucją. — W siodle jest klimat. W kabinie instrukcja obsługi — mówią z przekąsem turyści.
/4
PAWEL MURZYN / East News
Nowe busy w Tatrach.
/4
PAWEL MURZYN / East News
Busy są elektryczne. Cena przejażdżki do Morskiego Oka to 100 zł za osobę.