Kłusownicy okrutnie zabijają zwierzęta. Przed świętami jest ich więcej
Sposób, w jaki giną zwierzęta w sidłach kłusowników, należy do najokrutniejszych form zabijania. Nadchodzące święta to czas, gdy w lesie narasta to zjawisko. Kłusownicy w taki bestialski sposób zdobywają dziczyznę na świąteczny stół. To właśnie na nich polują w całej Polsce strażnicy z Państwowej Straży Łowieckiej. Marek Lorek i Radosław Dominowski pełnią swoje obowiązki w rejonie Drawska Pomorskiego.
Aby złapać kłusownika, trzeba się mocno napracować
— Rocznie w naszym terenie znajdujemy kilka takich wnyków, z czego w małym procencie tych przypadków udaje nam się ująć sprawców — ubolewają strażnicy.
— Oprócz wnyków, które sami ujawniamy podczas naszych patroli, takie znaleziska zgłaszają nam również osoby pracujące w lasach, a czasami również ci, którzy wychodzą tam na spacer lub na grzyby — dodają.
Jeśli podczas spaceru zdarzy nam się natknąć na zastawione sidła, nie należy się do nich zbliżać, bo może nas to bardzo drogo kosztować. Gdy coś takiego zobaczymy, to powinniśmy niezwłocznie poinformować organy ścigania.
Takie miejsce strażnicy natychmiast otaczają szczególną “opieką”. Od tego momentu cały teren gdzie znaleziono sidła, znajduje się pod ciągłą obserwacją elektronicznych oczu, ukrytych na drzewach, a nawet zakopanych w ziemi.
— Posiadamy również środki techniczne w postaci kamer i fotopułapek, które wykorzystujemy na miejscu zdarzenia. Czasami w tropieniu takich przestępców używamy również dronów – mówią strażnicy.
W takich sidłach zwierzę umiera bardzo długo
Co ciekawe nie tylko strażnicy dysponują najnowszymi zdobyczami techniki, ale również i kłusownicy, którzy w ten sposób nadzorują swoje sidła. Ujęcie ich na gorącym uczynku wtedy staje się jeszcze cięższe, bo przeważnie swoje sidła rozstawiają w pobliżu domu i cały czas obserwują okolicę. Często również chodzą tam na spacery i z daleka sprawdzają, co wpadło w ich pułapkę.
— Ofiarą wnyków może paść każde leśne zwierzę włącznie z psami, z którymi ich właściciele wychodzą na spacer w lesie, a psy są spuszczane ze smyczy — ostrzegają strażnicy.
Po tym jak już pętla z drutu zaciśnie się na swojej ofierze, często czeka ja bardzo okrutny los.
— To, jak długo zwierzę złapane we wnyk ginie jest uzależnione od tego, na jakiej części ciała się one zacisnęły. W ekstremalnych wypadkach męka takiego zwierzęcia może trwać nawet kilkanaście dni – alarmują rozmówcy „Faktu”.
Kłusują również miastowi
Jeśli komuś wydaje się, że tym okrutnym procederem zajmują się ludzie zamieszkujący w pobliżu lasu, to grubo się myli, bo jak pokazuje praktyka, tak nie jest – dodają strażnicy.
— Kłusownictwem nie zajmują się tylko osoby mieszkające na wsi, ale również mieszkańcy miast. Jednak ci wszyscy przestępcy muszą mieć miejsce, gdzie tą złapaną zwierzynę będą mogli oprawić – mówią.
Z doświadczenia strażnicy wiedzą, że taki miejsca znajdują się blisko lasu, ponieważ kłusownicy nie chcą być widziani ze zwierzyną, która padła ich ofiarą.
Ludzie, którzy w ten okrutny sposób zabijają dzikie zwierzęta, mogą się stać równie groźni dla tych, którzy na nich polują. O tym jak niebezpieczni ludzie działają w lasach świadczy zdarzenie sprzed miesiąca na terenie nadleśnictwie Deryń, gdzie policjant, który ujął w lesie złodzieja, został przez niego zaatakowany nożem. Na szczęście pomimo kilkunastu ran udało się uratować mu życie. Dlatego oprócz tego, że straż łowiecka jest zaopatrzona w broń i inne elementy uzbrojenia, to nigdy do lasu sami nie chodzą.
— Działamy zawsze w parach z racji tego, że jest to praca niebezpieczna. Nidy nie wiadomo czy taka osoba nie jest uzbrojona w nóż, czy też broń palną. Teraz za kłusownictwo, pozyskanie zwierzyny przy użyciu wnyku, sprawcy grozi kara pozbawienia wolności do 5 lat – ostrzegają.
To jedyna gmina w Polsce, która zbankrutowała