Dotarliśmy do kolegi księdza mordercy z Przypek. Niedowierzanie i przerażenie
Proboszcz sprawiał wrażenie człowieka, który nie potrzebował niczyjej pomocy. Jak dowiedział się reporter “Faktu” sam sobie gotował i sprzątał. — Nie miał żadnej gosposi. Na plebanii wszystko robił sam. O czystość w kościele dbały wyznaczone do tego osoby — mówi nam mieszkanka. W Przypkach, tej niewielkiej wsi pod Tarczynem, od czasu zatrzymania proboszcza o niczym innym się nie mówi.
Ksiądz Mirosław M. przyznał się do zbrodni. Do końca życia może nie wyjść z więzienia
Przypomnijmy, do zabójstwa doszło 24 lipca późnym wieczorem w niewielkiej wsi Lasopole na Mazowszu. Ks. Mirosław M. spotkał się ze swoim 68-letnim znajomym Anatolem. Jak ustalił “Fakt”, mieli rozmawiać o sprawach spadkowych. Doszło między nimi do nieporozumienia w kwestii darowizny, w ramach której Anatol Cz. miał przekazać księdzu nieruchomość w zamian za dożywotnią opiekę i dach nad głową. Jechali autem, kłócili się. Gdy wysiedli, proboszcz miał chwycić za siekierę i uderzyć nią w głowę kolegi. Następnie miał oblać go benzyną i podpalić.
Całe zajście zauważył przejeżdżający na rowerze jeden z mieszkańców i wezwał na miejsce służby. Widział też, jak samochód bez włączonych świateł odjeżdża z miejsca i spisał numery rejestracyjne. Śledczy błyskawicznie ustalili, że pojazd należy do księdza z parafii w Przypkach i udali się do jego miejsca zamieszkania. Duchowny został zatrzymany. Po przesłuchaniu przyznał się do morderstwa i został tymczasowo aresztowany.
Parafianie nie znali księdza prywatnie. Proboszcz z Przypek miał wąskie grono znajomych
W Przypkach i okolicy nikt z pytanych przez nas mieszkańców nie miał pojęcia o kontakcie, jaki nawiązał ksiądz z Anatolem Cz. — Myśleliśmy nawet, że to taki bezdomny pan, który pojawiał się u nas przed sklepem, a w pewnym momencie przestał przychodzić, ale nie. Ten pan żyje. O tym człowieku więc nic nie wiedzieliśmy — rozkładają ręce. Nie jest to dziwne, jeśli spojrzy się na relacje parafian z ks. Mirosławem M. Były chłodne, czasem napięte.
— Znałam proboszcza tyle, co z kościoła. Jeśli chodzi o jego posługę, nie mogę powiedzieć nic dobrego. Był specyficznym człowiekiem, a prywatnie go nie poznałam — tłumaczy mieszkanka Przypek.
Czy ksiądz żył zupełnie sam, odizolowany od wspólnoty Kościoła? W sąsiedniej parafii zła sława też się za nim ciągnęła. — Niezbyt sympatyczny, raczej bym powiedziała, że porywczy. I nerwus — kwituje jedna z mieszkanek. Ale okazuje się, że miał tu osobę, z którą nawiązał bliższe kontakty. Z księdzem Krzysztofem, proboszczem świadczącym posługę w innej parafii, spowiadali razem wiernych i spotykali się także na pogawędki. Reporter “Faktu” zapytał księdza o zatrzymanego duchownego. — Znaliśmy się długi czas i pomagaliśmy sobie, ale nie chciałbym się wypowiadać o swoim koledze i na temat jego życia prywatnego. Proszę mnie zrozumieć. Wszelkie pytania proszę kierować do kurii — powiedział “Faktowi” duchowny.
Biskup Rafał Markowski o księdzu podejrzanym o zabójstwo. Wprost mówi, co go czeka
/7
Damian Ryndak / Fakt.pl
Parafianie w Przypkach niewiele wiedzą o ich proboszczu, który trafił do aresztu. Nie mieli z nim dobrych relacji.
/7
Materiały redakcyjne
Ksiądz Mirosław M. przyznał się do winy.