Bytom. Obiadu po komunii nie było. Głos zabierają byli pracownicy restauracji
Pani Magdalena jest jedną z poszkodowanych, która dokonała feralnej rezerwacji w jednej z restauracji w Bytomiu dla swojej 10-letniej córki, Martynki, z okazji Pierwszej Komunii Świętej. Uroczysty obiad został zaplanowany z dużym wyprzedzeniem. — Do tego dnia moja Martynka przygotowywała się prawie rok. I od roku wszystko mieliśmy zarezerwowane — opowiada pani Magdalena reporterom programu “Uwaga!”.
Rodzina miała zarezerwowany lokal i opłaconą zaliczkę w wysokości tysiąca złotych. — Miał być rosół, dewolaje, rolady. Do tego deser — lody i ciasto. A skończyło się na jedzeniu pizzy na ulicy — relacjonuje kobieta. Jak ustalili reporterzy, pani Magdalena nie była jedyną poszkodowaną w tej restauracji. Okazuje się, że nieudane bądź nagle odwołane imprezy rodzinne są tam niemalże na porządku dziennym.
Chaos rezerwacyjny
To, co pani Magdalena i jej rodzina zastała po przyjeździe do restauracji, przechodzi ludzkie pojęcie — przed lokalem czekał tłum ludzi z rezerwacjami na ten sam dzień. Część z nich, pomimo podpisanych umów i wpłaconych zaliczek, nie została wpuszczona.
— Dostałam ataku paniki. Do teraz jak o tym pomyślę, to cała się trzęsę, bo nigdy w życiu nie byłam w takim stanie, nie mogłam złapać oddechu — opowiada pani Magdalena. — Martynce też było przykro. Płakała. Powiedziała, że ta pani zniszczyła jej dzień. Ten najlepszy, który miała spędzić z rodziną — dodaje.
Podobne doświadczenia miała pani Katarzyna, której siostra również miała zarezerwowaną salę na ten sam termin, co inne rodziny. — Siostra miała łzy w oczach. Powiedziała, że nie ma przyjęcia, bo inne rodziny czekają. Zostaliśmy po prostu oszukani — zaznacza.
Okazało się, że restauracja przyjęła aż dziewięć rezerwacji na ten sam dzień, pomimo że lokal był w stanie pomieścić maksymalnie cztery grupy.
Skandal podczas przyjęcia komunijnego w Bytomiu. Goście musieli jeść sklepową pizzę na ulicy
Właścicielka restauracji: “To rodzice są winni”
Obecna właścicielka lokalu tłumaczyła w mediach społecznościowych, że zawinili rodzice, ponieważ nie skontaktowali się z nią bezpośrednio przed komunią. Twierdzi, że niektórzy podpisali umowy z poprzednią właścicielką lokalu.
Jednak poszkodowani rodzice nie przyjmują tego wyjaśnienia. – Zamówiliśmy obiad na 3 maja, a ta pani kłamała, że na 18 maja – mówi Julka, która w tym roku przystąpiła do Pierwszej Komunii.
— Powiedziała [właścicielka restauracji — red.], że wszystko jest w porządku. Że wie, co ma robić i wszystko będzie dopięte na ostatni guzik i będzie super — relacjonuje pani Marlena, mama Julki.
Była współwłaścicielka: “To nie był przypadek”
Reporterzy spotkali się też z byłą współwłaścicielką lokalu, panią Eweliną, która odeszła z pracy w zeszłym roku. O właścicielce restauracji wypowiedziała się wprost: — Teraz z obiadami to nie był przypadek. Znam tę kobietę od dawna i ona dobrze potrafi manipulować emocjami.
Według pani Eweliny podobne sytuacje miały miejsce już wcześniej. — W dniu komunii okazało się, że przyjęła jedną komunię, o której zapomniała mi powiedzieć. […] Zapytałam, dlaczego mi nie powiedziała. Powiedziała, że się bała.
Byłe pracownice restauracji potwierdzają, że wcześniej również dochodziło do bardzo podobnych sytuacji. — Już wcześniej też było tak, że wchodzili ludzie i krzyczeli, że szefowa jest oszustką. Myśmy musieli się tłumaczyć — relacjonuje jedna z nich. — Klienci dostawali nie ten towar, który zamawiali. Oszczędzała na klientach. […] Raz była sytuacja, że podczas imprezy przyszedł pan i zabrał nam stoły, leżaki, krzesła, bo się okazało, że ona nie spłaca rat.
Zamiast komunijnego obiadu pizza z Żabki. Franczyzobiorczyni opowiada o szczegółach
Restauracja działa dalej. Sprawą zajmuje się policja
Pomimo tylu nieudanych imprez i sygnałów od poszkodowanych, restauracja wciąż działa. Właścicielka, pani Justyna, odmówiła rozmowy z reporterami. Choć nagrała się na skrzynkę kontaktową redakcji z informacją o chęci wydania oświadczenia, potem nie odbierała telefonów.
Rodzice dzieci, których uroczystości komunijne zostały zrujnowane, zgłosili sprawę na policję. Toczy się postępowanie sprawdzające.
— Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Bo bierze się odpowiedzialność za to, żeby wszystko się udało. Jeżeli ktoś nie potrafi prowadzić restauracji, to nie powinien tego robić — mówi pani Ewelina.
— Myślę, że gdyby była skruszona, to napisałaby lub zadzwoniła, czy przyszła i wytłumaczyła się i przeprosiła — podsumowuje pani Magdalena.
Źródło: “Uwaga! TVN”