Samotna matka z Bieszczad prosi o pomoc. Córka rośnie, warunki nie
Hoszów to malownicza wieś na Podkarpaciu. Z jednej strony nowoczesne domy przyjezdnych, z drugiej – stara przyczepa ukryta za krzakami, na skraju osady. Tam mieszka Antonina z trzyletnią córką. Bez łazienki. Bez wygód.
– Trafiłam tu cztery lata temu, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie miałam dokąd pójść. Przyczepa była jedynym schronieniem – opowiada. – Sama ją sobie zorganizowałam. Taras, trochę sprzętu, byle tylko jakoś przetrwać.
Zimą mieszkają w prowizorycznej przybudówce. Starym, nieocieplonym budynku po rodzicach. Jeden pokój, piecyk, tymczasowa kuchnia. Latem wracają do przyczepy. Tam dziecko ma więcej miejsca i po prostu jest przytulniej.
Fiona zna tylko ten świat. – Mówi, że to jej domek. Wraca tu z radością – uśmiecha się matka. Ale w głosie czuć napięcie.
Kiedy marzeniem jest łazienka
Antonina nie chce mieszkania socjalnego, ani uciekać do miasta. – To jest moja ziemia. Mojej córki miejsce. Chcę tu zbudować coś trwałego. Może kiedyś prawdziwy, mały dom.
Ale czas ją goni. Fiona idzie do przedszkola. – Przeraziłam się. Jak dziecko zaprosi koleżanki? Przecież my nawet prawdziwej łazienki nie mamy.
Kiedyś kąpała córkę w małej wanience. Dziś Fiona już się w niej nie mieści. Siedzi z podkulonymi nogami, woda wylewa się na boki. – Zaczęłam przerabiać starą komórkę na łazienkę. Kupiłam wannę, ale nie mam jak jej podłączyć. Ciepłą wodę wciąż gotuję na gazie.
Pomoc i hejt przyszły razem
Po raz pierwszy poprosiła o pomoc, bo sytuacja ją przerosła. Łazienka to jedno, ale doszedł przeciekający dach w budynku, w którym spędzają zimy. Woda lała się do środka, a ona nie miała już siły wszystkiego łatać sama.
Ruszyła zbiórka. Ludzie zaczęli wpłacać. Ale pojawiły się też kąśliwe komentarze, takie, które miały zaboleć.
– Nie mam pracy, nie mam zaplecza, nie mam bliskich, którzy by mnie wsparli – mówi spokojnie Antonina. – Mam tylko 600 zł alimentów. I córkę, dla której próbuję zbudować coś lepszego.
Została tu. I nie żałuje
Kobieta pochodzi z wielodzietnej rodziny z Bieszczad. – W domu różnie bywało. Raz się powodziło, raz nie. Ojciec miał kiedyś hodowlę pstrągów, potem zbankrutował. Nas było dużo. Każdy szedł w swoją stronę. Ja zostałam tu.
Ojciec dziecka jest gdzieś w tle, choć kontakt bywa tylko sporadyczny. – Był młodszy, niedojrzały. Nie radził sobie z życiem. Próbowałam to dźwignąć, ale odeszłam, zanim zrobiło się gorzej. I tak zostałam z tym wszystkim sama – mówi Antonina.
Zamyśla się: – Wiem, jak to wygląda z zewnątrz. Kobieta z dzieckiem w przyczepie. Też bym się przeraziła. Ale niektórzy nie próbują zrozumieć. Wolą ocenić.
Plan na lepsze jutro
Mimo wszystko nie traci nadziei. Wie, że nie zmieni przeszłości, ale wciąż walczy o przyszłość. Przede wszystkim dla córki.
– Może uda się z tą łazienką. To już by było coś. Takie zwyczajne miejsce, gdzie można się umyć, zaprosić kogoś, nie wstydzić się.
Antonina nie liczy na cud. Zawsze polegała głównie na sobie. I ma plan. Gdy Fiona pójdzie do przedszkola, chce wrócić do pracy.
– Może kiedyś uda się postawić przy drodze małą budkę z jedzeniem. Turyści tu jeżdżą. Może sprzedawałabym zapiekanki. To byłaby jakaś szansa, żeby zarobić, stanąć na nogi. Już nie tylko na przetrwanie.
Miłość to więcej niż metraż
Na razie jest codzienność. Fiona biega po działce, kąpie się w małym baseniku, który mama kupiła za ostatnie oszczędności. Gdy słońce świeci mocniej, Antonina włącza jej bajki na tablecie. Zawsze jest obok.
Zasiłki wystarczają, żeby zapłacić rachunki i włożyć coś do garnka. Nie na luksus. Ale – jak mówi Antonina – niektórzy mają większe domy. Nie wiadomo tylko, czy mają w nich miłość. A ona ma.
– Najważniejsze, żeby Fiona czuła się kochana. Resztę jakoś ogarniemy.
Na twarzy dziewczynki maluje się wielki uśmiech, radość i beztroska. Ale matka wie, że dziecko rośnie. Że potrzeby będą większe. I że czas nie czeka. Dlatego działa.
Zakończyła się zbiórka pieniędzy, przeznaczona na remont dachu i budowę łazienki dla Antoniny i Fiony. Kwota, którą zebrano, pozwoli nawet na postawienie małego domku modułowego, co sugerują w komentarzach darczyńcy.
/7
– / LASKAR-MEDIA
Antonina z córką Fioną przed przyczepą, która od lat jest ich domem.
/7
– / LASKAR-MEDIA
Stara przyczepa na odziedziczonej działce – to tutaj zaczęła budować życie na nowo.