Tak żył i zarabiał Andrzej K., sprawca śmiertelnego wypadku na Woli. Bogata kartoteka
43-letni Andrzej K. został zatrzymany dzień po tym, jak śmiertelnie potrącił na pasach na warszawskiej Woli 14-letniego chłopca. Dramat rozegrał się w piątek 3 stycznia po południu. Maksym wracał z zakupów. Kiedy przechodził przez tymczasowe przejście dla pieszych, z impetem wjechał w niego biały bus. Kierowca nie zatrzymał się. Mimo reanimacji życia nastolatka nie dało się uratować. Andrzej K. podczas przesłuchania zapewniał, że nie miał pojęcia, że potrącił człowieka. Teraz dziennikarze TVN Uwaga dotarli do dwóch osób, które znały mężczyznę. To, co opowiadają, jeży włos na głowie.
Wiadomo już, że Andrzej K. złamał czynny zakaz prowadzenia samochodów. Mało tego pracował w firmie kurierskiej, co oznacza, że praktycznie codziennie wsiadał za kółko. Niektórzy wiedzieli, że ma zakaz. — Często przewijał się w naszym warsztacie. (…) Raz przyjechał do nas z kolegą. Mój szef zapytał, jak to możliwe, że jeździ jako kurier. On powiedział: “Mam drugiego i jak jest policja, to on przeskakuje i bierze to na siebie”. Jeździli we dwóch, a później słyszałem już, że jeździ sam — opowiada anonimowy rozmówca TVN Uwaga. I dodaje: Często przyjeżdżał w “ciężkim” stanie, było widać, że jest pijany. Raz zadzwoniliśmy na policję, a policja na to: “Proszę przyjechać na komendę i to zgłosić”. Nie przyjechali na miejsce.
Inny znajomy Andrzeja K. który słyszał go w dniu tragedii, na pytanie, czy mógł być pijany, odpowiada: Rzadko kiedy był trzeźwy.
Spowodował śmiertelny wypadek. Wcześniej zarabiał na imigrantach
Ostatni jego wybryk był taki, że został złapany za przewożenie imigrantów spod granicy. Opowiadał, że wchodził do lasu i wybierał, kogo weźmie. 2000 euro od głowy. Często przewozili ich w dni meczów Jagiellonii Białystok. Byli malowani i ubierali w stroje kibiców, by nie można ich było rozpoznać
— opowiada jeden z rozmówców TVN Uwaga.
— Zrobił trzy kursy i zarobił chyba cztery dychy i chyba właśnie na trzecim go capnęli. Nie stawiał się na dozór, miał kuratora, który znał sytuację w domu i też nic z tym nie robił. Ostatnio szukała go policja, bo własnego ojca pobił – mówi.
Jego zdaniem Andrzej K. od dawna pracował w branży kurierskiej i często okradał firmy, w których był zatrudniony. — Czyścił paczki na grubo. Często przyjeżdżał z gadżetami, ale każdy wiedział, że od niego się nie bierze. Ciężko było znaleźć w nim jakiekolwiek odruchy człowieczeństwa – podsumowuje gość TVN Uwaga.
Zobacz też:
Zaskakujące doniesienia o stanie zdrowia Putina. Miały go zdradzić te dwa szczegóły
Przez to nagranie o polskim kierowcy zrobiło się głośno w Czechach. Wszystko tu widać