6-latka w oknie życia. Dyrektor Caritasu mówi o idei okna
Rodzice, którzy przyprowadzili Elizkę do okna życia na ul. Hożej w Warszawie (miejscem opiekują się siostry zakonne), zdobyli się na kilka zdań wyjaśnień. Mówili, że mają ciężką sytuację finansową. W ich mniemaniu przyprowadzenie dziewczynki do zakonnej placówki nie jest zbrodnią. Uważają, że zostawiając córkę w bezpiecznym miejscu, nie robią jej krzywdy. Fizycznie może i nie robią. Ale — jak podkreśla nasz rozmówca, który jest dyrektorem jednego z oddziałów Caritasu — im dłużej dziecko jest przy rodzicu, tym silniejsza więź, więc jej rozerwanie powoduje po prostu traumę.
“Fakt” zapytał Tomasza Kopytowskiego, dyrektora Caritas Archidiecezji Łódzkiej, której podlegają trzy okna życia (w Łodzi, w Piotrkowie Trybunalskim i Pabianicach) o jego przewidywania co do ewentualnych kolejnych przypadków porzucania dużych dzieci. Interesowała nas kwestia ograniczeń wiekowych, które potencjalnie mogłyby powściągać zapędy rodziców, pragnących zrzucić z siebie rodzicielską odpowiedzialność.
— Nie spotkałem się nigdy z czymś takim, jak regulamin okna życia. Nie było nigdy regulacji związanych z wiekiem dziecka i nadal takich nie ma — mówi dyr. Tomasz Kopytowski.
Regulacje nie były dotąd potrzebne, bo do okien życia trafiały zawsze maleńkie dzieci. Co do zasady miejsce to przeznaczone jest głównie dla maleństw. Takich w pierwszych dniach po porodzie. Nawet kubatura pomieszczeń wskazuje na to, że nikt nie przewidywał przynoszenia dzieci w wieku przedszkolnym (a już na pewno nie w szkolnym). — To przestrzeń, w której ma bezpiecznie i wygodnie zmieścić się fotelik samochodowy czy leżaczek dla niemowlęcia — mówi nam dyr. łódzkiego Caritasu.
70 okien życia rozsianych po całej Polsce
Dyr. Kopytowski przywołuje pewien znaczący fakt. Pierwsze okno powstało w Krakowie w 2006 r. Dziś podobne miejsca są rozsiane po całej Polsce. Jest ich ok. 70. — Od czasu do czasu zdarzają się pytania o okna życia: czy są one potrzebne, czy w takiej formule. Okna są z zasady przeznaczone dla noworodków. Do dziś, od początku ich istnienia, znalazło się w nich 160 dzieci. Tyle dzieci udało się więc uratować — mówi dyr. Kopytowski.
Najwięcej dzieci trafia do okien w dużych miastach. W samej archidiecezji łódzkiej było 18 takich przypadków. Rocznie do okien trafia kilkoro maleństw. Choć zdarzały się lata, że nie było żadnego. — Za każdym razem mówię i będę to powtarzał: są lepsze metody na oddanie dziecka niż umieszczenie go w oknie życia. Rekomendujemy te metody. Nikogo nie oceniamy. Zdarzają się sytuacje przerastające matki, przerastające rodziny, ich możliwości. To są sytuacje ekstremalne, tak traumatyczne, że nikt na pewno nie chciałby przez nie przechodzić — stwierdza nasz rozmówca.
Okno życia to jednak wyjście ostateczne
Jak wskazuje dyr. łódzkiego Caritasu, można zgłosić się wcześniej (jeszcze w ciąży) do jednego z ośrodków adopcyjnych. To miejsca, które nie służą tylko do adopcji dziecka. — Warto przyjść do niego, by powiedzieć o tym, przed jakim problemem stajemy. Łatwiej wtedy opracować plan, wybrać najlepsze rozwiązanie, stworzyć je, by kobiecie i dziecku zapewnić bezpieczeństwo, komfort leczenia. Przed narodzinami dziecka można poznać jego mamę, zbadać, czy nie choruje, czy nie jest obciążona chorobami genetycznymi. Ona albo maleństwo. Sprawić, by matka urodziła w komfortowych warunkach. Wiadomo, że dzieci, które trafiają do okien życia, często przychodzą na świat w warunkach pozaszpitalnych, nieodpowiednich, zagrażających zdrowiu tak matki, jak i dziecka. Można tego uniknąć — tłumaczy dyr. Kopytowski.
Dziecko z porwania też trafiło do okna życia
W oknach życia znajdujących się na terenie archidiecezji łódzkiej najstarsze pozostawione dziecko miało trzy miesiące. Raz zdarzyło się, że trafił do niego półtoraroczny chłopiec. W tym przypadku dziecko zostało porwane. Podrzucono je do okna, ale stamtąd przewiezione zostało już do rodziny.
— 6-letnia dziewczynka w oknie życia to jest ewenement — przyznaje dyr. łódzkiego Caritasu. — Chciałbym bardzo, żeby to był incydent, żeby ten przypadek podziałał na wyobraźnię ludzi, wywołał refleksję, że tak nie wolno robić. Okna nie są dla dużych dzieci. Nie jestem psychologiem, ale myślę, że nie trzeba nim nawet być, żeby wiedzieć, jak rodzi się więź między rodzicem a dzieckiem. Im dłużej dziecko jest przy rodzicu, tym bardziej ta więź jest silna, a jej rozerwanie może powodować traumy. W sytuacji, która wydaje się dorosłym bez wyjścia, należy korzystać z pomocy. Są miejsca takie jak ośrodki pomocy społecznej, pomocy rodzinie, adopcyjne, gdzie ktoś inny popatrzy na to, co nas spotyka z dystansem, podpowie rozwiązanie. Nie zostawajmy sami z problemami — mówi Tomasz Kopytowski.
Fatalne wieści. Polski gigant planuje zwolnienia